Table Of ContentRICHARD DAWKINS
BÓG UROJONY
Przełożył Piotr J. Szwajcer
Wydawnictwo CiS Warszawa 2007
Magazyn „Discover" nazwał niedawno Richarda Dawkinsa „rottweilerem Darwina",
w uznaniu jego bezpardonowej, a przy tym przekonującej obrony teorii ewolucji. Dla
„Prospect" Dawkins jest jednym z trzech najwybitniejszych współczesnych
intelektualistów znanych szerokiej publiczności (pozostali dwaj to Noam Chomsky i
Umberto Eco). Profesor Dawkins zajmuje katedrę Charles Simonyi Professor for the
Public Understanding of Science na Uniwersytecie Oksfordzkim, jest też członkiem
New College
. Międzynarodową sławę wykraczającą daleko poza środowiska naukowe przyniosła mu książka
Samolubny gen, a opinię wybitnego uczonego i świetnego pisarza ugruntowały kolejne publikacje,
między innymi Rozszerzony fenotyp, Ślepy zegarmistrz, Rzeka genów, Wspinaczka na szczyt
nieprawdopodobieństwa, Rozplatanie tęczy. Richard Dawkins jest członkiem Royal Society oraz Royal
Society of Literature. Za osiągnięcia naukowe i pisarskie otrzymał wiele prestiżowych nagród i
wyróżnień, a wśród nich Royal Society of Literature Award (1987), Michael Faraday Award of the Royal
Society (1990), International Cosmos Prize for Achievement in Human Science (1997), Kistler Prize
(2001), Shakespeare Prize (2005).
Książka Bóg urojony ukazała się w USA i w Wielkiej Brytanii
jesienią 2006. Natychmiast zyskała wielką popularność wśród
czytelników (do marca 2007 prawie milion sprzedanych
egzemplarzy, I miejsce w brytyjskim oraz kanadyjskim Amazonie, II
w amerykańskim, nieprzerwanie w pierwszej dziesiątce bestsellerów
„New York Timesa"). Prawa do przekładu Boga urojonego zakupili
już wydawcy z ponad trzydziestu krajów (z czterech kontynentów).
IN WHAT WE TRUST
SPIS TREŚCI
WSTĘP 9
WSTĘP DO II WYDANIA (W OPRAWIE MIĘKKIEJ) 21
Rozdział 1. GŁĘBOKO RELIGIJNY NIEWIERZĄCY 33
Zasłużony szacunek. Niezasłużony szacunek Rozdział 2. HlPOTEZABOGA 57
Politeizm. Monoteizm. Sekularyzm, Ojcowie Założyciele i religia Ameryki. Nędza agnostycyzmu. NOMA. Wielki
Eksperyment Modlitewny. Szkoła ewolucjonistów Neville'a Chamberlaina. Małe zielone ludziki
Rozdział 3. DOWODY ISTNIENIA BOGA 117
„Dowody" Tomasza z Akwinu. Dowód ontologiczny i inne dowody a priori. Dowód z piękna. Dowód z „osobistego
doświadczenia". Dowód z Pisma. Dowód z podziwianego religijnego uczonego. Zakład Pascala. Dowód z twierdzenia Bayesa
Rozdział 4. DLACZEGO NIEMAL NA PEWNO NIE MA BOGA 161
Ostateczny boeing 747. Dobór naturalny jako filar świadomości. Nieredukowalna złożoność. Kult luk. Zasada antropiczna:
wersja planetarna. Zasada antropiczna: wersja kosmologiczna. Cambridge — interludium
Rozdział 5. KORZENIE RELIGII 225
Imperatyw darwinowski. Bezpośrednie pożytki z religii. Dobór grupowy. Religia jako produkt uboczny.
Psychologiczna skłonność do religii. Stąpaj ostrożnie, bowiem stąpasz po moich memach. Kulty cargo
Rozdział 6. KORZENIE MORALNOŚCI: DLACZEGO LUDZIE SĄ DOBRZY? 287
Czy nasze poczucie moralne ma darwinowskie korzenie. Korzenie moralności — studium przypadku.
Dlaczego być dobrym, jeśli nie ma Boga
Rozdział 7. „DOBRA KSIĘGA" I ZMIENIAJĄCY SIĘ DUCH CZASÓW 321
Stary Testament. Czy Nowy Testament jest lepszy? Miłuj bliźniego swego. Zeitgeist a moralność. A co z
Hitlerem i Stalinem — czyż nie byli ateistami?
Rozdział 8. CO JEST ZŁEGO W RELIGII? SKĄD TA WROGOŚĆ? 377
Fundamentalizm a obalanie nauki. Ciemna strona absolutyzmu. Religia i homoseksualizm. Wiara a świętość
ludzkiego życia. Wielkie Beethovenowskie oszustwo. Jak „umiarkowana" wiara napędza fanatyzm
Rozdział 9. DZIECIŃSTWO, MOLESTOWANIE I UCIECZKA OD RELIGII 415
Molestowanie fizyczne i umysłowe. W obronie dzieci. Edukacyjny skandal. Znów o budzeniu świadomości.
Edukacja religijna jako część dziedzictwa kulturowego
Rozdział 10. NIEZBĘDNA LUKA? 461
Fiś. Pocieszenie i ukojenie. Inspiracja. Czador nad czadorami
APPENDK 503
BIBLIOGRAFIA — KSIĄŻKI CYTOWANE I POLECANE 505 PRZYPISY 511
WSTĘP
Moja żona w dzieciństwie serdecznie nienawidziła swojej szkoły i bardzo chciała z niej odejść.
Sporo lat później (była już po dwudziestce) wyznała to rodzicom. Matka była zaskoczona — „Ależ
kochanie, dlaczego nam po prostu nie powiedziałaś!?". Na to Lalla — „Nie wiedziałam, że można!".
Potraktuję jej słowa jako punkt wyjścia: Nie wiedziała, że można.
Podejrzewam — ba! jestem pewien — że jest całe mnóstwo ludzi, którzy zostali wychowani w
jakiejś religii, a dziś nie są z nią szczęśliwi, stracili wiarę albo wstydzą się zła wyrządzanego w jej imię.
Ci ludzie nierzadko uświadamiają sobie własne pragnienie odejścia od wiary rodziców, ale nie zdają
sobie sprawy, że taka możliwość w ogóle istnieje. Jeśli również masz taki problem — jest to właśnie
książka dla Ciebie. Jej celem jest uświadomienie każdemu, że być ateistą to aspiracja całkiem realna;
więcej nawet, to postawa świadcząca o odwadze i doprawdy godna szacunku. Zatem — można być
szczęśliwym, zrównoważonym oraz moralnie i intelektualnie spełnionym ateistą! Oto pierwsze z przesłań
mojego programu budzenia świadomości, z filarów, na których tę nową świadomość chciałbym wznieść.
O trzech pozostałych opowiem za chwilę.
W styczniu 2006 roku brytyjski Channel Four wyemitował przygotowany przeze mnie
dwuczęściowy dokument The Root of All Evil? [Źródło wszelkiego zła?]. Nadany przez realizatorów tytuł
od początku niezbyt mi się podobał. Religia nie jest źródłem wszelkiego zła, choćby już z tego powodu,
że jedna rzecz nigdy nie może być źródłem wszystkiego. Za to bardzo spodobała mi się reklama, jaką
Channel Four zamieścił w ogólnokrajowej prasie. Była to panorama Manhattanu z wielkim napisem:
„Wyobraź sobie świat bez religii". Skąd ten pomysł? Otóż na zdjęciu rzucały się w oczy dwie bliźniacze
wieże WTC.
To „wyobraź sobie" było oczywiście nawiązaniem do słynnego przeboju Johna Lennona Imagine. A
zatem pójdźmy tym tropem i spróbujmy wyobrazić sobie świat bez zamachowców-samobójców, 11
września, 7 lipca1*, krucjat, polowania na czarownice, spisku prochowego, podziału Indii, konfliktu
izraelsko-palestyńskiego, bez masakr i czystek etnicznych w byłej Jugosławii, prześladowania Żydów
jako tych, którzy „zabili Pana Naszego", bez konfliktów w Irlandii Północnej, „honorowych zabójstw"2**
i bez różnych teleewangelistów z natapirowanymi włosami i w lśniących garniturach, oskubujących
łatwowiernych ludzi z ostatnich groszy („Bóg tego od was żąda!"). I wreszcie wyobraźmy sobie świat bez
talibów każących burzyć starożytne posągi, bez publicznych egzekucji „bluźnierców", świat, w którym
nie poddaje się kobiet karze chłosty za to, że odważyły się odsłonić kawałek ciała. (Nota bene Desmond
Morris powiedział mi, że w Stanach tekst Lennona wykonywany bywa niekiedy bez linijki „and no
religion too", a raz słyszał nawet, że ktoś miał czelność zmienić ją na „and one religion too".)
Może wydaje Ci się, że agnostycyzm to wybór najbardziej godny człowieka rozumnego, bo ateizm
jest postawą równie dogmatyczną jak wiara. Jeśli tak, mam nadzieję, że zmienisz zdanie po przeczytaniu
Rozdziału 2., gdzie wykazuję, że „hipoteza Boga" jest niczym innym, jak pewną naukową hipotezą
dotyczącą Wszechświata, a zatem należy do niej podchodzić równie sceptycznie, jak do każdej innej
naukowej hipotezy. Być może wmawiano Ci, że filozofowie i teolodzy dawno już przedstawili istotne
powody („dowody"), by wierzyć w Boga. W takim przypadku zapewne przeczytasz z zapartym tchem
Rozdział 3. Dowody na rzecz istnienia Boga i przekonasz się, że są to argumenty bardzo wątpliwej
jakości. A może uznajesz istnienie Boga za oczywiste, gdyż jakże inaczej mógłby powstać świat? Skąd
wzięłoby się życie w całym swym bogactwie i różnorodności, z mnogością gatunków, z których każdy
sprawia wrażenie, jakby został celowo „zaprojektowany"? Jeżeli tak właśnie uważasz, niechże oświeci
Cię Rozdział 4. Dlaczego niemal na pewno nie ma Boga? Darwinowska teoria doboru naturalnego w
znacznie mniej karkołomny sposób, a przy tym ze zniewalającą elegancją (i bardzo oszczędnymi
1 * Daty zamachów bombowych islamistów w Nowym Jorku i Londynie (przyp. tłum.).
2 ** „Honorowe zabójstwa" (honour killings). Zgodnie z definicją Human Rights Watch „honorowe zbrodnie" to „akty przemocy
(najczęściej morderstwa) popełniane przez mężczyzn na kobietach należących do ich rodziny, które — zdaniem sprawców — „splamiły honor
rodu i/lub męża", za co uchodzić może nie tylko zdrada małżeńska, ale nawet odmowa zawarcia planowanego związku, a w skrajnych
przypadkach również wszelkie nieposłuszeństwo. Obecnie tego typu zbrodnie popełniane są niemal wyłącznie w krajach muzułmańskich (tylko
w Pakistanie co najmniej kilkanaście przypadków w 2005 roku). Formalnie są one niezgodne z szariatem (islamskim prawem), ale wielu
muzułmańskich duchownych je akceptuje i usprawiedliwia, powołując się na Koran (przyp. tłum.).
środkami) rozprawia się z iluzją „projektu", wyjaśniając powstanie skomplikowanych organizmów bez
uciekania się do pojęcia Stwórcy czy Projektanta. A choć teoria doboru naturalnego odnosi się wyłącznie
do świata biologii, to wyznacza intelektualne standardy o dużo szerszym zastosowaniu. Wiele wskazuje,
że mogą one pomóc nam wznieść się na wyższy poziom przy objaśnianiu całego kosmosu. Pisałem już
wcześniej, że pragnę budzić w moich czytelnikach świadomość. Tak jest! Potęga takich intelektualnych
narzędzi jak model doboru naturalnego, to drugi z czterech filarów, na których tę nową świadomość
zamierzam wesprzeć.
A może myślisz, że bóg— lub bogowie — muszą istnieć, gdyż zgodnie z relacjami antropologów i
historyków we wszystkich ludzkich kulturach ludzie wierzący zawsze stanowili większość? Jeżeli ich
argumenty Cię przekonują, spróbuj sięgnąć do Rozdziału 5. Korzenie religii, w którym wyjaśniam,
dlaczego religia jest fenomenem tak wszechobecnym. Jeśli zaś wierzenia religijne wydają ci się
niezbędną podstawą naszej ludzkiej moralności, jeśli sądzisz, że potrzebujemy Boga po to, aby być
dobrymi, przeczytaj Rozdziały 6. i 7., by się przekonać, że wcale tak nie jest.
Ciągle jeszcze czujesz słabość do religii? Ciągle sądzisz, że w gruncie rzeczy wiara jest czymś
dobrym, nawet jeśli sam już ją straciłeś? W Rozdziale 8. rozważam tę kwestię i pokazuję, że pożytki,
które jakoby mamy z religii, są jednak dość wątpliwe.
Jeżeli masz poczucie, że tkwisz w okowach religii, w której cię wychowano, warto byś zastanowił
się, jak do tego doszło. Zapewne stwierdzisz, że winna jest ta czy inna forma indoktrynacji, jakiej
nieodmiennie poddawane są dzieci. Jeśli jesteś osobą wierzącą, to w niemal wszystkich przypadkach
można założyć, że twoja wiara jest wiarą twoich rodziców. Ktoś, kto, urodziwszy się w Arkansas, uważa,
że chrześcijaństwo jest religią prawdziwą, a islam fałszywą, mimo iż doskonale zdaje sobie sprawę, że
wyznawałby dokładnie przeciwny pogląd, gdyby przyszedł na świat w Afganistanie, jest właśnie ofiarą
indoktrynacji, którą przeszedł w dzieciństwie. O urodzonych w Afganistanie można powiedzieć, mutatis
mutandis, dokładnie to samo.
Problem religii i dzieciństwa omawiam w Rozdziale 9. Tu czytelnicy znajdą także trzecie z moich
przesłań. Feministki krzywią się zwykle, gdy ktoś mówi „on" zamiast „on lub ona" lub używa rodzaju
męskiego tam, gdzie mowa o ludziach po prostu, nie tylko o mężczyznach. Ja natomiast pragnę, by każdy
odruchowo buntował się, słysząc o „katolickich dzieciach" bądź też „muzułmańskich dzieciach". Nie!
Mówmy o dzieciach katolickich rodziców albo o dzieciach muzułmańskich rodziców, a jeśli usłyszymy,
że ktoś użył sformułowania „katolickie («muzułmańskie») dziecko", grzecznie mu przerwijmy i zwróćmy
uwagę, że dzieci są zbyt młode i zbyt niedojrzałe, by mieć własne stanowisko w tak złożonej kwestii,
podobnie jak nie mają jeszcze wyrobionych poglądów politycznych lub ekonomicznych. A ponieważ, jak
już kilkakrotnie zaznaczałem, moim zasadniczym celem jest budzenie świadomości, nie zamierzam się
usprawiedliwiać, że o kwestii „dzieci wobec wiary religijnej" wspominam zarówno tutaj, we Wstępie, jak
i w Rozdziale 9. O takich sprawach nigdy nie za dużo. Powtórzę raz jeszcze — nie ma dzieci
muzułmańskich — są tylko dzieci rodziców wyznających islam! Dziecko jest za młode, by wiedzieć, czy
jest muzułmaninem, czy nie.
I nie ma też katolickich dzieci.
Rozdział 1., otwierający książkę, jak i zamykający ją Rozdział 10., w różny sposób mówią o tym
samym. Oba opowiadają o tym, jak zrozumienie wspaniałości otaczającego nas świata może, bez
odwoływania się do Boga, spełniać funkcje, które na mocy tradycji — acz całkiem bezzasadnie —
uzurpuje sobie religia.
Czwarte z przesłań, jakie chciałbym zawrzeć w tej książce, to postawa, którą nazywam „dumą
ateisty"3*. To żaden wstyd być ateistą. Przeciwnie! Możesz—i powinieneś — szczycić się tym, że jako
ateista kroczysz przez świat z podniesionym czołem, śmiało kierując wzrok ku najdalszym horyzontom.
Wszak ateizm niemal we wszystkich przypadkach oznacza właściwą niezależność myślenia, a w istocie
właściwe myślenie, w ogóle. Jest wielu ludzi, którzy w głębi serca zdają sobie sprawę, że w gruncie
3 * Richard Dawkins nawiązuje tu do ruchu „Gay Pride" („Duma homoseksualisty"), którego wielkim osiągnięciem było
ograniczenie dyskryminacji mniejszości seksualnych. To dzięki Gay Pride właśnie wszyscy dziś wiedzą — przynajmniej w krajach
cywilizowanych — że homoseksualizm nie jest żadnym „zboczeniem" (przyp. tłum.).
rzeczy są ateistami, lecz nie ważą się do tego otwarcie przyznać nawet przed swoją rodziną, czy — tak
też bywa — nawet przed samym sobą. Częściowo pewnie dzieje się tak dlatego, że postarano się, by
samo określenie „ateista" uchodziło w odbiorze społecznym za okropny, uwłaczający epitet. W Rozdziale
9. przytaczam tragikomiczny przypadek aktorki Julii Sweeney, która opowiedziała kiedyś, co się działo,
gdy jej rodzice dowiedzieli się z gazety, że została ateistką: „To, że nie wierzę w Boga, może by jakoś
jeszcze przełknęli. Ale ateistką! ATEISTKĄ!!! (Przeraźliwy wrzask matki świdrował wprost w uszach)".
W tym momencie chciałbym się zwrócić szczególnie do moich amerykańskich czytelników, gdyż
religijność w tym kraju przybrała doprawdy monstrualne rozmiary. Wendy Kaminer, prawniczka, w
istocie niewiele przesadziła, twierdząc, że w dzisiejszej Ameryce żartowanie z religii jest czymś równie
ryzykownym, jak spalenie amerykańskiej flagi na konferencji Legionu Amerykańskiego1.
Sytuacja ateistów w USA przypomina obecnie położenie homoseksualistów przed pięćdziesięciu
laty. Dziś, po dekadach działalności ruchu Gay Pride, homoseksualista ma nawet szanse — choć nadal
nie jest to proste — zostać wybranym na urząd publiczny. Gallup przeprowadził w roku 1999 szeroko
zakrojone badania, w których pytano Amerykanów, czy oddaliby w wyborach swój głos na spełniającego
pod innymi względami wszelkie wymogi kandydata, gdyby był kobietą (95% odpowiedziało twierdząco),
katolikiem (94%), żydem (92%), Murzynem (92%), mormonem (79%), homoseksualistą (79%).
Możliwość zagłosowania na ateistę zadeklarowało zaledwie 49% respondentów. Najwyraźniej przed
nami jeszcze długa droga. Tymczasem ateistów, zwłaszcza wśród wykształconych elit, jest znacznie
więcej, niż sobie na ogół wyobrażamy. Tak było zresztą już w XIX stuleciu. Oto, co pisał John Stuart
Mili: „Świat byłby zadziwiony, wiedząc, jak wielka część spośród najwybitniejszych jednostek, również
tych powszechnie otoczonych szacunkiem z racji swej cnoty i mądrości, pozostaje głęboko sceptyczna w
kwestiach religijnych".
Dziś słowa te są pewnie jeszcze bardziej trafne (pokażę to między innymi w Rozdziale 3.).
Przyczyną, dla której wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy, jak powszechna jest to postawa, jest nasza,
ateistów, niechęć do „ujawnienia się" (come out). Marzy mi się, by ta książka zachęciła czytelników do
podjęcia takiej decyzji. Dokładnie tak samo było z ruchem gejowskim — im więcej ludzi ujawniało
swoją orientację, tym łatwiej było uczynić to innym: dla uruchomienia reakcji łańcuchowej potrzeba
pewnej masy krytycznej.
Zgodnie z badaniami opinii publicznej liczba ateistów i agnostyków w Stanach Zjednoczonych jest
wielokrotnie wyższa niż liczba wyznawców judaizmu, jak również większości innych wyznań. W
odróżnieniu jednak od żydów, którzy od dawna uchodzą za jedno z najbardziej wpływowych lobby, czy
ewangelicznych chrześcijan, którzy dysponują jeszcze większym politycznym potencjałem, siła przebicia
ateistów i agnostyków, nietworzących żadnej zwartej grupy, jest praktycznie zerowa. Oczywiście, można
powiedzieć, że wszelka próba zorganizowania ateistów byłaby równie daremna, jak nakłanianie kotów do
życia w stadzie, jako że ateizm łączy się na ogół z niezależnością myślenia i niechęcią do
podporządkowania się czemukolwiek. Być może jednak pierwszym krokiem we właściwym kierunku
byłoby stworzenie „masy krytycznej" tych, którzy gotowi są głośno powiedzieć: „Tak, jestem ateistą!", i
dać innym dobry przykład. Koty bez wątpienia nie są zwierzętami stadnymi, lecz jeśli zbiorą się do kupy,
trudno ich nie usłyszeć.
Tytuł tej książki wzbudził zastrzeżenia kilku psychiatrów, którzy zwrócili mi uwagę, że „delusion"
[urojenie] to termin mający w psychiatrii ściśle zdefiniowane znaczenie i nie należy nim szafować na
prawo i lewo. Trzech z nich napisało nawet do mnie z propozycją, by na określenie urojeń typu
religijnego wprowadzić neologizm „relusion"2 (od „religious delusion"). Być może kiedyś się on
przyjmie, na razie jednak wolę pozostać przy „urojeniu" i krótko to uzasadnię. Otóż Penguin English
Dictionary definiuje „delusion" jako „fałszywe przekonanie lub wrażenie" (a false belief or impression)4
*. Ku mojemu zaskoczeniu autorzy słownika jako przykład użycia terminu „urojenie" przytoczyli
następujący cytat z Phillipa E. Johnsona: „Historia darwinizmu to historia wyzwolenia ludzkości z
urojenia, iż jej losy wyznacza jakiś wyższa moc". Czyżby to był tenże sam Phillip E. Johnson, który dziś
w Ameryce przewodzi antydarwinowskiej krucjacie kreacjonistów? Tak jest w istocie, a cytat
przypuszczalnie został wyrwany z kontekstu. (Mam nadzieję, że moja szlachetność zostanie
4 ٭ * Zgodnie ze Słownikiem Języka Polskiego PWN „urojenia" to „fałszywe sądy, chorobliwe, nieuzasadnione przekonania nie
ustępujące pod wpływem logicznej argumentacji, często usystematyzowane, występujące głównie w psychozach" (przyp. tłum.).
odwzajemniona — kreacjoniści nie zwykli przestrzegać żadnych reguł w atakach na mnie i w pełni
świadomie i z rozmysłem wymachują wyrwanymi z kontekstu cytatami z moich książek.) Niezależnie od
tego, co Johnson miał akurat na myśli, pod zdaniem w cytowanym powyżej kształcie mógłbym podpisać
się obiema rękami.
Słownik angielski dostarczany z edytorem Microsoft Word definiuje „urojenia" jako „fałszywe
przekonania, utrzymujące się mimo silnych przeciwnych dowodów; często oznaka zaburzeń
psychicznych". Pierwsza część tej definicji doskonale pasuje do przekonań religijnych. W kwestii, czy
jest to oznaka choroby psychicznej, przychylam się raczej do opinii Roberta E. Pirsiga, autora książki Zen
a sztuka oporządzania motocykla: „Jeśli jedna osoba ma urojenia, mówimy o chorobie psychicznej. Gdy
wielu ludzi ma urojenia, nazywa się to Religią".
Założony przez mnie cel tej książki zostanie osiągnięty, jeśli każdy religijny czytelnik,
przeczytawszy ją pilnie od deski do deski, stanie się ateistą. Czyż to nie przesadny optymizm z mojej
strony? Oczywiście doskonale zdaję sobie sprawę, że do zatwardziałych teistów nie przemówią żadne
argumenty, gdyż trwająca od najmłodszych lat indoktrynacja, której metody doskonalone były przez
stulecia (pomińmy chwilowo kwestię, czy poprzez ewolucję, czy „inteligentny projekt"), całkowicie ich
uodporniła. Jednym z najskuteczniejszych sposobów uodparniania jest po prostu absolutny zakaz sięgania
po książki takie jak ta, jako będące nieodwołalnie „dziełem Szatana". Wszakże ufam, że i wśród
wierzących nie brak jednostek o otwartych umysłach — których indoktrynacja była nieco mniej perfidna,
do których nie trafiła, czy wreszcie tych, którzy byli na tyle inteligentni, by ją przejrzeć. Takim ludziom,
wolnym w głębi ducha, potrzeba zwykle tylko nieco zachęty, by porzucić religijny nałóg. Przynajmniej
chcę mieć nadzieję, że żaden z czytelników tej książki nie powie nigdy: Nie wiedziałem, że można.
Bardzo wielu ludziom winien jestem słowa podzięki za pomoc w przygotowaniu tej książki. Nie
dałbym rady wymienić tu ich wszystkich, ale w żadnym wypadku nie mogę pominąć mojego agenta
Johna Brockmana ani redaktorów — Sally Gaminara (z Transworld) i Eamona Dolana (z Houghton
Mifflin). Oboje nadzwyczaj wnikliwie i wyrozumiale przeczytali cały tekst, udzielając mi wielu cennych
rad i uwag, a ich niekłamany entuzjazm i życzliwość były dla mnie źródłem stałej motywacji do dalszej
pracy. Redakcja tekstu w wykonaniu Gillian Somerscales była zaiste fenomenalna, a jej konstruktywne
poprawki zawsze dotykały samego sedna spraw. Na różnych etapach pracy dawałem tekst do czytania
także innym osobom. Z tego grona na moją szczególną wdzięczność zasłużyli Jerry Coyne, J. Anderson
Thomson, R. Elisabeth Cornwell, Ursula Goodenough i Latha Menon, a najbardziej niezrównana Karen
Owens, której wiedza o kulisach żmudnego wykuwania ostatecznego kształtu tej książki jest niemal
równie wielka jak moja.
Książka Bóg urojony zawdzięcza sporo (i vice versa) przygotowanemu przeze mnie
dwuczęściowemu filmowi dokumentalnemu Root of All Evil5 ?, który brytyjska telewizja (Channel Four)
wyemitowała w styczniu 2006 roku. Chciałbym w tym miejscu podziękować wszystkim, którzy wzięli
udział w jego produkcji, a zwłaszcza Deborze Kidd, Russellowi Barnesowi, Timowi Craggowi, Adamowi
Prescodowi, Alanowi Clementsowi i Hamishowi Mykurze. Channel Four oraz IWC Media należą się
podziękowania za zgodę na wykorzystanie w mojej książce materiałów z filmu. A tak przy okazji — w
Wielkiej Brytanii Root of All Evil? miał doskonałe recenzje (i oglądalność). Z innych telewizji, jak na
razie, prawa do emisji kupiła jedynie Australian Broadcasting Corporation. Zobaczymy, czy którakolwiek
z amerykańskich stacji odważy się ten film w ogóle pokazać 6٭*.
٭
5 * Pirackie kopie można znaleźć na wielu amerykańskich witrynach. O ile mi wiadomo, trwają negocjacje na temat legalnej edycji na
płytach DVD na rynek amerykański, ale jak dotąd nie zakończyły się one sukcesem. O ich ewentualnych postępach będę informować na mojej
stronie www.richarddawkins.net. W chwili oddawania do druku II wydania książki (w miękkiej oprawie) sytuacja się nie zmieniła. Film można
natomiast nabyć na stronie http://richarddawkinsneVstore (przypis do wydania II) (Wszystkie przypisy nieoznaczone inaczej pochodzą od autora
— przyp. red.).
6 Żadna z amerykańskich stacji telewizyjnych ostatecznie nie zdecydowała się na zakup i emisję filmu, prawa do niego kupił natomiast
Michael Shermer dla serwisu sceptic.com i film jest już w USA legalnie dostępny na DVD. W Polsce na emisję filmu (premiera latem 2007)
zdecydowała się natomiast (gratuluję!) TV Planete — przyp. tłum.
Koncepcja tej książki rodziła się we mnie od kilku lat. Przez ten czas o niektórych zawartych w niej
ideach opowiadałem podczas wykładów (zwłaszcza Tanner Lectures na Harvard University) i pisałem w
licznych artykułach. Zwłaszcza dla czytelników mojego stałego felietonu we „Free Inquiry" niektóre
fragmenty będą brzmiały znajomo. Przy okazji chciałbym podziękować Tomowi Flynnowi, wydawcy
tego wspaniałego czasopisma, za to, że przekonał mnie, bym na stałe zagościł na jego łamach. Co
prawda, musiałem chwilowo zawiesić tę współpracę, aby poświęcić czas na ukończenie książki, ale teraz
powrócę do swojej rubryki i mam nadzieję, że stanie się ona miejscem poważnej debaty nad sprawami
poruszonymi w Bogu urojonym.
Z wielu przyczyn na moją wdzięczność zasługują również Dan Dennett, Marc Hauser, Michael
Stirrat, Sam Harris, Helen Fisher, Margaret Downey, Ibn Warraq, Hermione Lee, Julia Sweeney, Dan
Barker, Josephine Welsh, Ian Baird, a zwłaszcza George Scales. W naszych czasach jest rzeczą przyjętą,
że książka taka jak ta znajduje swe dopełnienie w postaci aktywnego internetowego forum, gdzie znaleźć
można dodatkowe materiały, reakcje, komentarze, dyskusję, pytania i odpowiedzi — kto wie, co tam się
jeszcze trafi w przyszłości. Mam nadzieję, że oficjalna witryna Richard Dawkins Foundation for Reason
and Science [Fundacji Richarda Dawkinsa na rzecz rozumu i nauki] (http://www.richarddawkins.net)
dobrze spełni tę funkcję. Chciałbym niezmiernie podziękować Joshowi Timonenowi za talent,
profesjonalizm i poświęcenie, z jakim tę witrynę prowadzi.
Nade wszystko wdzięczny jestem mojej żonie Lalli Ward, która trwała dzielnie przy moim boku we
wszystkich chwilach zwątpienia i rezygnacji. Lalla nie tylko służyła mi moralnym wsparciem i
wskazywała trafnie, jak coś poprawić, ale również — i to dwukrotnie, na dwóch różnych etapach
powstawania książki — przeczytała mija całą na głos, dzięki czemu mogłem naocznie (a raczej nausznie)
przekonać się, jak może tekst ten odebrać ktoś niebędący mną. Polecam gorąco tę metodę innym
autorom, choć ostrzegam, że dla osiągnięcia rzeczywiście dobrych efektów lektorem powinna być osoba
z profesjonalnym przygotowaniem aktorskim, która potrafi operować głosem i ma wyczucie melodii
języka.
WSTĘP DO II WYDANIA (W OPRAWIE MIĘKKIEJ)
Wydanie Boga urojonego w twardej oprawie było jednym z bestsellerów roku 20067*, co wywołało
pewne zdziwienie. Czytelnicy przyjęli książkę bardzo ciepło, o czym świadczy chociażby zdecydowana
większość spośród ponad tysiąca komentarzy, jakie dotąd zamieścili w Amazonie. Ton drukowanych w
prasie recenzji był jednak mniej przychylny. Gdyby ktoś chciał być cynikiem, mógłby przyjąć, że to po
prostu konsekwencja braku wyobraźni i wyuczonych odruchów redaktorów odpowiedzialnych za działy
recenzji —jeśli jest „Bóg" w tytule, to dajmy to jakiemuś religioznawcy. Może jednak nadmierny cynizm
przeze mnie przemawia...
Kilka spośród tych nieprzychylnych recenzji zaczynało się od frazy która od dawna już budzi we
mnie dreszcz: „Jestem ateistą, ALE...". Dan Dennett pisał w Breaking the Spell, jak zadziwiająco wielka
liczba intelektualistów „wierzy w wiarę", nawet tych, którzy sami religijni w najmniejszym stopniu nie
są. Ci „pośrednio" wierzący są przy tym często bardziej gorliwi od autentycznych wyznawców, a ich
zapał pompowany jest jeszcze przez w samej już intencji przypochlebczą „otwartość umysłu": „Niestety!
Nie mogę dzielić Twojej wiary, ale szanuję ją i rozumiem".
„Jestem ateistą, ALE..." Ciąg dalszy jest niemal równie mało przydatny, nihilistyczny bądź wreszcie
— co gorsza — przesycony triumfalistycznym negatywizmem. Warto jednak zauważyć różnicę między
powyższym a innym ulubionym genre: „Kiedyś byłem ateistą, ale...". To bardzo stary trik, wielce ceniony
przez różnych religijnych apologetów od czasów CS. Lewisa aż do dziś. To takie mruganie okiem do
młodych i modnych — zawsze zdumiewa mnie, jak często to działa. Bądźcie czujni!
Dla swojej witryny napisałem nawet artykuł I'm an atheist BUT... i z niego właśnie zaczerpnąłem
7 * Przez kilka tygodni I miejsce w brytyjskim i kanadyjskim Amazonie, II miejsce w amerykańskim Amazonie. Równie dobra była
sprzedaż na rynku otwartym. The God Delusion ukazał się w Stanach i w Wielkiej Brytanii jesienią 2006, a mimo to na wszystkich
rocznych listach bestsellerów książka znalazła się co najmniej w pierwszej piątce (przyp. tłum.).
poniższą listę zarzutów i pretensji, jakie sprowokowało pierwsze wydanie (w twardej oprawie) Boga
urojonego. Strona richarddawkins.net — wspaniale prowadzona przez Josha Timonena—ma dziś
niezliczone niemal rzesze współpracowników, którzy suchej nitki nie zostawili na moich krytykach i
rozprawili się z wszystkimi tymi zarzutami, choć przyznać muszę, że w nieco mniej zawoalowany sposób
i nieco mniej grzecznym tonem niż ja sam czy też moi koledzy-filozofowie, A.C. Grayling, Daniel
Dennett, Paul Kurtz i inni, w tekstach publikowanych w druku.
Nie wolno krytykować religii, jeśli nie towarzyszy temu szczegółowa analiza uczonych ksiąg
teologicznych.
Zaskakujący bestseller? Jeden z moich wysoce intelektualnych krytyków zasugerował, że gdybym
omówił epistemologiczne różnice między Akwinatą a Dunsem Szkotem, gdybym rzetelnie przedstawił
pogląd Eriugeny na subiektywność doświadczenia wiary, rozważania Rahnera o łasce i Moltmana o
nadziei (chyba sam żywił daremną nadzieję, że coś takiego uczynię), wówczas świetna sprzedaż mojej
książki nie byłaby zaskoczeniem — byłaby cudem. Tyle że nie o to mi chodzi. W odróżnieniu od
Stephena Hawkinga (który zastosował się do rady, że każdy wzór matematyczny obniża sprzedaż książki
o połowę), z radością porzuciłbym wszelką nadzieję na ujrzenie swojego nazwiska na listach
bestsellerów, gdyby była choć najmniejsza szansa na to, że Duns Szkot zdoła sprowadzić na nas
iluminację i pomóc odpowiedzieć na zasadnicze pytanie: Czy Bóg istnieje? Jednak niemal cała literatura
teologiczna po prostu przyjmuje założenie, że On jest. Dla moich celów wystarczyło więc, że zająłem się
tylko tymi teologami, którzy poważnie analizowali możliwość Jego nieistnienia i do niej za pomocą
dowodów się odnosili. Mam nadzieję, że coś takiego udało mi się zrobić w Rozdziale 3., i to nie dość, że
wyczerpująco, to jeszcze z wystarczającą dozą humoru.
A skoro już o poczuciu humoru mowa, to nie potrafiłbym zaproponować nic lepszego niż EZ.
Mayers, który na swojej witrynie „Pharyngula" opublikował wspaniałą Courtier's Reply [Odpowiedź
dworzanina]:
Bezczelność i tupet zarzutów niejakiego Dawkinsa nie dziwią, gdy uświadomimy sobie jego
brak odpowiedniego wykształcenia. Pan Dawkins nie zna na pewno uczonej i szczegółowej dysertacji
hrabiego Roderiga z Sewilli, poświęconej niespotykanej cudowności egzotycznych skór, z jakich
szyte są buty Jego Cesarskiej Mości. Wszystko wskazuje też, że obce jest mu arcydzieło Belliniego O
poświacie, jaką roztaczają pióra cesarskiego kapelusza. My tymczasem doczekaliśmy się już
powstania całych szkół, które nieustannie publikują uczone traktaty o przewspaniałości szat Jego
Wysokości, a w każdej poważnej gazecie jest nawet specjalna rubryka poświęcona cesarskim
kreacjom [...] Dawkins jednak ten wielki filozoficzny dorobek ośmiela się zignorować po to tylko, by
z arogancją i okrucieństwem zarazem stwierdzić: „Cesarz jest nagi!" [...] Póki pan Dawkins nie
przeszkoli się w salonach mody Paryża i Mediolanu, dopóki nie zrozumie, na czym polega różnica
między riuszkami a frywolitkami, pozostaje tylko przyjąć, że wszystko, co napisał, nie stanowi w
istocie najmniejszej obrazy dla cesarskiego gustu. Biologiczne wykształcenie, jakie odebrał pan
Dawkins, może i sprawia, że potrafi on odróżnić genitalia, gdy ktoś wymachuje mu nimi przed nosem,
ale to o wiele za mało, by potrafił należycie docenić jakość wyimaginowanych tkanin.
By już zakończyć ten wątek — większość z nas na szczęście nie wierzy we wróżki, astrologię i
Latającego Potwora Spaghetti; i nie musieliśmy się w tym celu wgłębiać się w pastafariańskie rozprawy
teologiczne.
Kolejny zarzut nieco się z powyższym wiąże — nazywam go „zarzutem z figuranta".
Atakuję to, co w religii najgorsze, a ignoruję to, co w niej najlepsze.
„Zajmuje się pan ohydnymi podżegaczami, maniakami jak Ted Haggard, Jerry Falwell czy Pat
Robertson, a nie wyrafinowanymi teologami, Tillichem czy Bonhoefferem, którzy nauczają takiej religii,
w jaką ja wierzę."
Gdyby to taka subtelna i zniuansowana wiara dominowała w świecie, byłby on na pewno o wiele
lepszym miejscem, a ja napisałbym zupełnie inną książkę. Ponura prawda jest niestety taka, iż uczciwa i
godna szacunku religia to margines; statystycznie rzecz biorąc, można ją pominąć. Dla przeważającej
większości wiernych na całym świecie religią jest coś bardzo zbliżonego do poglądów prezentowanych