ebook img

Raymond Queneau PDF

316 Pages·2000·7.936 MB·Polish
by  
Save to my drive
Quick download
Download
Most books are stored in the elastic cloud where traffic is expensive. For this reason, we have a limit on daily download.

Preview Raymond Queneau

2000(347) PL ISS« 0324-8305 nr indeksu 364088 C <ó 81 Redaguje zespół: Anna Górecka, Jerzy Jarniewicz, Elżbieta Jaroszuk (korekta), Jacek Królak (opracowanie graficzne), Andrzej Kopacki, Agnieszka Malicka (sekretariat), Maciej Malicki (sekretarz redakcji), Joanna Rachoń, Piotr Sommer (redaktor naczelny), Andrzej Sosnowski (zastępca redaktora naczelnego), Anna Wasilewska, Maciej Ziętara Współpracują: Jarosław Anders, Jacek St. Buras, Danuta Cirlić-Straszyńska, Jakub Ekier, Eugeniusz Kabatc, Małgorzata Łukasiewicz, Zbigniew Machej, Michał Paweł Markowski, Aleksandra Olędzka-Frybesowa, Katarzyna Osińska, Tadeusz Pióro, Krystyna Rodowska, Wacław Sadkowski, Andrzej Siemek, Andrzej Szuba, Agnieszka Taborska, Józef Waczków, Bohdan Zadura Tomasz Majeran (Spółdzielnia Internet) Adres redakcji: ul. Kozia 3/5 m. 6,00-070 Warszawa tel. [+48 22] 827 47 91 tel./fax [+48 22] 828 64 96 http://www.lns.art.pl e-mail: [email protected] Copyright Information, Acknowledgments and Photo Credits - see p. 293 Redakcja zastrzega sobie prawo skracania materiałów nie zamówionych. Raymond Queneau z Ćwiczenia stylistyczne przełożył Jan Gondowicz Sprawozdawczo W esce, godzina szczytu. Typek na oko dwudziestosześcioletni, fla- czasty kapelusz o wstążce zastąpionej tasiemką, szyja przydługa, jakby naciągnięta wzwyż. Ludzie wychodzą. Typ, o którym mowa, wścieka się na sąsiada. Zarzuca mu, że go potrąca, ilekroć ktoś przechodzi. Płaczliwy ton staje się nieznośny. Widząc wolne miejsce, rzuca się do przodu. Dwie godziny później spotykam go na Cour de Rome, przed dwor­ cem Saint-Lazare. Jest z kolegą, który mówi: „Powinieneś zafundować sobie przy płaszczu dodatkowy guzik”. Pokazuje mu gdzie (przy wycię­ ciu) i dlaczego. Dubeltowo Mniej więcej w południe, czyli w środku dnia, złapałem, czyli wsze­ dłem na pomost, czyli platformę autobusu, czyli miejskiego środka trans­ 5 portu zbiorowego, przepełnionego, czyli wiozącego niemal komplet, linii „S”, czyli kursującego od Contrescarpe do Champerret. Zauważyłem, czyli dostrzegłem młodego człowieka, czyli przywiędłego chłopaka niemal gro­ teskowego, czyli dość śmiesznego: cienka szyja, czyli suchy patyk, po­ wróz, czyli pyta wokoło kapcylindra, czyli kapelusza. Po rozróbce, czyli scysji, mówi, czyli wydaje głos, czyli dźwięk żałosny, czyli płaczliwy, że jego współpasażer, czyli sąsiad, specjalnie, czyli z rozmysłem, popycha go, czyli napiera, ilekroć ktoś wychodzi, czyli opuszcza pojazd. Co zade­ klarowawszy, czyli otwarłszy buzię, kieruje się, czyli rzuca ku miejscu, czyli siedzisku opróżnionemu, czyli opustoszałemu. Dwie godziny później, czyli sto dwadzieścia minut potem, spoty­ kam, czyli natrafiam nań na Cour de Romę, czyli przed dworcem Saint- -Lazare. Jest, czyli znajduje się tam ze swym kumplem, czyli znajomym, który doradza, czyli nakłania go, aby dodał, czyli doszył guzik, czyli ro­ gowy krążek do swej jesionki, czyli płaszcza. Antyfrastycznie Bawiłem niedawno w kręgu kilku zamiłowanych globtroterów. Mło­ dy człowiek o niezbyt rozgarniętym wyrazie twarzy zaprezentował przy tej okazji swe poglądy goszczącemu nieopodal dżentelmenowi, po czym oddalił się, ażeby spocząć. Niespełna dwie godziny potem udało mi się spotkać go powtórnie: w asyście przyjaciela konferował na temat fata- łaszków. Przenośnie U szczytu dnia, wtopiony w ciżbę sardynek, pasażerów chrząszcza o białawym odwłoku, kurczak z długą, oskubaną szyją podnosi z nagła 6 lament na jedną z nich, milczącą jak inne, w wodnistym proteście młyn­ kując w przestworzu jęzorem. Potem, wessany przez próżnię, pisklak zry­ wa się do susa. W posępnej miejskiej pustyni ujrzałem go tegoż dnia, inkasującego szorstką reprymendę z racji najzwyklejszego guzika. Nawspacznie Powinieneś dodać guzik do swego płaszcza - rzekł mu przyjaciel. Spotkałem go znów pośrodku Cour de Romę, po tym, jak śpiesznie a skwa­ pliwie oddalił się w stronę miejsca siedzącego. Jął protestować przeciw popychaniu go przez innego pasażera, który, jak mówił, trąca go, ilekroć ktoś wychodzi. Ten chuderlawy młokos był posiadaczem zabawnego kapelusza. Zdarzyło się to na platformie przepełnionego „S”, dziś w po­ łudnie. Zdumiewająco Ależ ścisk na tej platformie autobusu! I skąd mógł ten chłopak wziąć aż tak głupi i śmieszny wygląd! Tylko cóż on właściwie robi? Nie chce chyba, nieprawdaż, wdać się w sprzeczkę z tym tu jegomościem, który go -jak utrzymuje, i to kto? Ten laluś! - potrąca! Po czym nie znajduje do roboty nic więcej, jak pognać i zająć zwolnione miejsce! I to miejsce, któ­ rego właśnie ustąpiono tej tam pani! A dwie godziny potem - zgadnijcie, kogóż to spotykam przed dwor­ cem Saint-Lazare? Tego samego gogusia! W trakcie przyjmowania rad na temat elegancji! I to od koleżki! Nie do wiary! 7 Wróżebnie Gdy nastanie czas południa, czeka cię jazda na tylnej platformie autobusu, gdzie stłoczą się podróżni, pośród których przyjdzie ci dostrzec śmiesznego młodzika: rozpoznasz go po szyi kościotrupa i miękkim ka­ peluszu bez wstążki. Będziesz świadkiem, jak niezręcznie się on zacho­ wa. Pomyśli bowiem, że ilekroć przeciskają się chcący wejść lub wyjść, ktoś nań umyślnie napiera. Nie omieszka więc mu wygarnąć. Ów jednak, lekceważąco, nie odpowie ani słowem. A wówczas zdarzy się, iż śmieszny młodzik, zdjęty paniką, zwieje mu sprzed nosa, zajmując wolne miejsce. Wkrótce ujrzysz go znów na Cour de Romę, przed dworcem Saint- -Lazare. Krok w krok towarzyszyć mu będzie znajomy, ciebie zaś dobiegną te oto słowa: „Źle się twój płaszcz układa i przesunięcie guzika cię nie minie”. Zagmatwanie Znalazłszy się w przepełnionym kapeluszu młodego w autobusie linii „S”, okręconym sznurkiem, zauważyłem śmiesznego niby człowieka o szyi pewnego dnia wyciągniętej i wydłużonej wzwyż. Protestował, jak gdyby wy­ dawał tuż obok arogancki i płaczliwy ton pewnemu z siebie panu stojącemu przeciw. Ten ostatni albowiem wchodził jakoby czy wychodził, ilekroć ktoś z pasażerów popychał go. Rzucił się jednak nie zaraz na wolne i potem wypa­ trzył miejsce. Spotkałem go, że dodać później przy płaszczu na Cour de Ro­ mę znajomy zaleca mu dwie godziny, ponownie dostrzegłem guzik. Tęczowo Pewnego dnia znalazłem się na platformie autobusu fioletowego. Jest tam młody człowiek, dość śmieszny: sznurek na kapeluszu, szyja in- dygo. Nagle wybucha protestem przeciw pewnemu panu błękitnemu. Za­

See more

The list of books you might like

Most books are stored in the elastic cloud where traffic is expensive. For this reason, we have a limit on daily download.