ebook img

Kroniki Jakuba Wędrowycza PDF

171 Pages·2005·0.6 MB·Polish
Save to my drive
Quick download
Download
Most books are stored in the elastic cloud where traffic is expensive. For this reason, we have a limit on daily download.

Preview Kroniki Jakuba Wędrowycza

ANDRZEJ PILIPIUK K J W RONIKI AKUBA E˛DROWYCZA Wydawnictwo FABRYKA SŁÓW Lublin, 2002 Wydanie II — poprawione ´ SPIS TRESCI SPISTRES´CI. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 2 ZABÓJCA. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 4 ZKSIA˛Z˙KIKUCHARSKIEJJAKUBAWE˛DRYCHOWICZA . . . . . 12 NARYBKI. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 13 HORROSKOPNAROK2002—wedługJakubaWe˛drowycza . . . . . 18 GŁOWICA. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 22 HOCHSZTAPLER. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 30 REWIZJA . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 59 S´WIN´SKAREBELIA . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 62 IMPLANT . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 70 HOTEL POD ŁUPIEZ˙CA˛, — CZYLI WAKACJE JAKUBA WE˛DROWY- CZA . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 74 ZARCHIWUMY . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 124 TAJEMNICEWODY . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 131 BAJECZKADLAWNUCZKA. . . . . . . . . . . . . . . . . . 140 PRZECIWPIERWSZEMUPRZYKAZANIU . . . . . . . . . . . . 147 POSŁOWIE . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 167 OGŁOSZENIADROBNE—(zokładki). . . . . . . . . . . . . . 169 2 „PawłowiSiedlarowi iJarosławowiGrze˛dowiczowi, bezktórychzache˛tyipomocyJakubWe˛drowycz pozostałbytylkoniewykorzystanym pomysłem...” ZABÓJCA Jakub We˛drowycz drgna˛ł nieznacznie, gdy nie wiadomo przez kogo wystrze- lona kula urwała mu kawałek ucha i zagłe˛biła sie˛ w s´cianie szopy. Brwi jego uniosły sie˛ lekko do góry. Rzadko sie˛ zdarzało, z˙eby ktos´ go chciał zastrzelic´, a zwłaszcza w taki pie˛kny, jesienny poranek, ale skoro ktos´ włas´nie usiłował to zrobic´,niebyłoczasudostracenia. W naste˛pnym ułamku sekundy lez˙ał juz˙ plackiem na ziemi, a jego własny rewolwerodbezpieczonytkwiłwspracowanejdłoni. Kolejny pocisk zagłe˛bił sie˛ w drzwi dobre pół metra od jego głowy. Jakub wydobył z kieszeni okulary i załoz˙ył je na nos. Chwile˛ póz´niej rozbryzne˛ła sie˛ ziemia, zasypuja˛c je duz˙a˛ ilos´cia˛ piasku. Zakla˛ł ws´ciekle i zacza˛ł sie˛ czołgac´. Strzelec usadowiony nie wiedziec´ gdzie, ale w kaz˙dym razie dos´c´ daleko, umilał muczołganie,wystrzeliwuja˛ckolejnepociski. Głucho zabrze˛czało trafione wiadro. Rozprysła sie˛ szyba w oknie szopy. Za- dzwoniła rynna. Egzorcysta doczołgał sie˛ do zapasowego wejs´cia do piwniczki i tam dopiero odetchna˛ł z ulga˛. Kimkolwiek był ten, który strzelał, z cała˛pewno- s´cia˛chciał go zabic´. Jakub przez˙ył juz˙ tyle zamachów na swoje z˙ycie, z˙e czuł to wkos´ciach.S´cia˛gna˛łzgłowyczapke˛ iuniósłja˛nakawałkukijaprzezdymnik.Nic sie˛ nie stało. Gdy jednak wysuna˛ł ja˛przez drzwi piwniczki, niewidoczny snajper znowu dał o sobie znac´. Uderzenie kuli przebiło czapke˛ i wyrwało staruszkowi kij z re˛ki. Sa˛dza˛c z poszarpanego kon´ca kija, strzelec uz˙ywał wrednego kalibru i paskudnie rozpryskowych pocisków. Poskrobał sie˛ lufa˛ rewolweru za uchem. Naste˛pniezaryglowałdrzwiiwydobywszyzka˛tabutelke˛ bimbru,pocia˛gna˛łzlu- bos´cia˛solidnyłyk. —Jes´linaprawde˛ chcemniezabic´,tozaraztube˛dzie—wydedukował. Pół flaszki póz´niej usłyszał skradanie. Ktos´ majstrował przy drzwiach wio- da˛cych do piwniczki. Jakub czkna˛ł, poprawił tkwia˛cy za paskiem majcher i od- bezpieczywszy rewolwer, podkradł sie˛ do drzwi. Ten po drugiej stronie wsadził w szczeline˛ ostrze ładnego, niemieckiego noz˙yka, długos´ci dobrych trzydziestu centymetrów i usiłował podwaz˙yc´ nim zasuwe˛. Egzorcysta popatrzył na ostrze i poskrobał sie˛ z frasunkiem po głowie. Ten tam na zewna˛trz to był lepszy facho- wiec.Szkodatylko,z˙ezezulec. 4 Jakub zabezpieczył rewolwer i cofna˛ł sie˛ w gła˛b pomieszczenia. Łykna˛ł jesz- czetroche˛,zdziuryws´cianiewycia˛gna˛łlekkozardzewiała˛pepesze˛.Załoz˙yłnowy talerznaboi,apotemwycelowałwdrzwiiodniechceniapus´ciłserie˛.Wdrzwiach powstałyliczneotwory,askrobanienoz˙emucichło. Egzorcystaopus´ciłkarabinipogmerałnieznaczniepalcemwuchu.Kanonada z´dziebko go ogłuszyła. Łykna˛ł sobie jeszcze łyk bimbru i ogłuszenie stopniowo przeszło. Cos´ ciekło mu za kołnierzyk. Krew. Ta z ucha. Zdezynfekował rane˛ resztka˛zawartos´ci butelki, a potem wdrapał sie˛ po schodkach i odryglowawszy drzwi,otworzyłjezrozmachem. Zadrzwiaminiebyłonikogo.Byłotootyledziwne,z˙ebiora˛cpoduwage˛ ilos´c´ kul, które w nie wpakował, za drzwiami mogłaby lez˙ec´ połowa wioski. A tu nie było ani jednego zakichanego nieboszczyka. Jakub poskrobał sie˛ frasobliwie po głowie. Niespodziewanie przestał sie˛ drapac´ i przyjrzał sie˛ tkwia˛cemu mu za pa- znokciem wydrapanemu paprochowi. Paproch ruszał sie˛. Zidentyfikowawszy go jakowesz,zlazłzpowrotemdopiwniczkiipolałgłowe˛ bimbremzdrugiejbutelki. Zapiekło.Popatrzyłnaswójzegarek.Zegarekstałodkilkulat,aleprzyzwyczaje- niepozostało. Strzelaninazcała˛pewnos´cia˛byłasłyszanawewsiizarazmógłsie˛ spodziewac´ wizyty smerfów. Podniósł z ziemi nóz˙ i obejrzał go uwaz˙nie. Nóz˙ miał pokryta˛ guma˛re˛kojes´c´ ibyłostryjakbrzytew.Jakubbezz˙enadyprzywłaszczyłgosobie. —Tosie˛ przyda—powiedziałwprzestrzen´. Wylazł z loszku. Zamachowca nigdzie nie było widac´. Nie było tez˙ s´ladów krwi. Ba, na ziemi nie odcisne˛ły sie˛ nawet s´lady stóp. Z frasunkiem depna˛ł moc- niej noga˛. Jego s´lad był wyraz´ny. Niedawno padało. To było dziwne i nawet cos´ mu przypominało. Poczłapał do domu. Zabrał stamta˛d siodło i dosiadłszy swoja˛ klacz,pojechałdogospodywWojsławicach.Podrodzerozgla˛dałsie˛ uwaz˙nie,ale niewypatrzyłnicpodejrzanego. Wgospodziesiedziałokilkujegokumpliodkieliszkaitakichogólnych.Było tez˙ paru takich, z którymi nie siadał nigdy do kieliszka. Jakub wzia˛ł kufel piwa iprzysiadłsie˛ dostołu.AkuratmówiłniejakiWitkowski. — ... No i ta skatina włazi mi z wiatrówka˛do kurnika i bach, bach w moje kury!Notojazaorczyk,jobjewowłeb,az˙ sie˛ nogaminakrył. —Fajofajn—powiedziałSemen,któregotez˙ tudzisiajprzyniosło.—Asły- szelis´ciejuz˙ otymnowympiwie?„PerłaMocna”sie˛ nazywa. — Ja tam wole˛ wino — powiedział Miszczuk, miejscowy rzez´biarz. — Wino tonapójartystów. —Amniedzisiajranochcielizabic´ —wtra˛ciłJakubniewinnie. —Ajawammówie˛,z˙ewinojestniczegosobie,aletrzebajetakjakdenaturat przez skórke˛ od razowca, to wtedy jest mniej szkodliwe. Bo jak czasem zajedzie siara˛to az˙... — nauczyciel wylany pare˛ lat temu z pracy w szkole, wtra˛cił swoje dwagrosze. 5 — Denaturat to os´lepi z wolna — powiedział Bardak, który sam ledwo co widział. — Ale spirytus salicylowy, jak sie˛ przepus´ci przez destylarke˛, to nawet salicyltraci.Zostaja˛takiebiałekryształki.Cienkieidługie. —Tocosie˛ pije?—zaciekawiłsie˛ Semen. —Nojakto?Kryształkizostaja˛zjednejstrony,aesencjazdrugiej. —Prawiemniezastrzelili—powiedziałJakub. —Atołobuzy?—zdziwiłsie˛ Tomasz.—Napohybel. Kilkaszklanekuniosłosie˛ kusufitowiizarazopadłowstrone˛ gardeł.Wielkie mecyje,z˙ektos´chciałsprza˛tna˛c´ Jakuba.Cia˛glecos´musie˛ przytrafiało.Atogliny goganiali,atoRuscyzKGBporywalidoMoskwy.Miałszerokieznajomos´ci. — A ja wam mówie˛, z˙e ajent dostał skrzynke˛ „Perły Mocnej” i schował na zapleczedlaswoichkumpli. — Schował, znaczy sie˛? Uch! Dawno juz˙ nikt nie podpalił mu chyba stodo- ły... —obudziłsie˛ drzemia˛cywka˛cieMarekzTrós´cianki. —Codlakumpli?!—ws´ciekłsie˛ zzabaruajent.—Trzabyłopowiedziec´,z˙e chceciespróbowac´! —Ja!—wydarłosie˛ kilkagardeł. Ustawilibutelkirza˛dkiemnastoliku.Pojednejdlakaz˙dego. —Jakitoast?—zapytałJakub. Wtymmomencieprzezoknowpadłakulairoztrzaskałacałyrza˛dekflaszek. — Kurwa! Co jest? — ws´ciekł sie˛ Bardak. — Jakub, to ciebie rano chcieli zabic´?Co? —Notak.Moz˙eniezabic´,moz˙etaktylkodlapostrachu. —Z˙eciebiechca˛zabic´,tomytracimytylepiwa!Wonmista˛d,niechcie˛ zabija˛ przedsklepem. —Uchty,zarazcimorde˛ skuje˛,z˙ecie˛ rodzonachudobaniepozna. —Tydomnie? Krzesła i butelki zawirowały w powietrzu. Pospadały lampy. W oknach po- wstałydziury. —Mamjeszczejedna˛skrzynke˛ —darłsie˛ ajent,aleniktgoniesłuchał. Kła˛b splecionych ciał, na którego dnie znajdowali sie˛ Jakub i Bardak, prze- taczał sie˛ po pomieszczeniu, łamia˛c stołki i krzesła. Kolejna kula wpadła przez drzwi i roztrzaskała pie˛ciolitrowa˛butle˛ Stolnicznej, która królowała nad barem. Walcza˛cyprzerwalinachwile˛. —Nonie... —powiedziałBardak.—Pobijemysie˛ póz´niej.Najpierwtrzeba sprawdzic´,ktoto.Maciebron´? Mieli wszyscy. Potłuczone butelki, łan´cuchy od krów, siekiery, noz˙e. Uzbro- jona po ze˛by gromada wysypała sie˛ przed gospode˛. Dziesie˛c´ par ponurych oczu potoczyło ołowianym spojrzeniem najpierw w prawo, potem w lewo. Na ulicy panowałspokój.Kimkolwiekbyłtajemniczystrzelec,znikna˛łbezs´ladu. 6 — Tam jest — krzykna˛ł Semen, pokazuja˛c jakiegos´ typka w szarym garnitu- rze,któryznikałwperspektywieulicy. Typek niósł futerał na skrzypce, a ostatecznie, od czasu do czasu, ogla˛dało sie˛ róz˙ne filmidła. Dziesie˛c´ gardeł zawyło ponuro i wataha pus´ciła sie˛ w s´lad za nim. Człowiek w garniturze odwrócił sie˛ lekko zdziwiony i na moment zamarł z przeraz˙enia. A potem rzucił sie˛ do ucieczki. Pobiegł prosto, przecia˛ł główny trakt miasta i wypadł na placyk, koło zrujnowanej synagogi. Tam obejrzał sie˛. Dzika banda zawyła ponownie. Nieznajomy znowu rzucił sie˛ do ucieczki. Za sy- nagoga˛stałokilkazrujnowanych,poz˙ydowskichchałup.Iwłas´niedojednejznich wbiegł.Zaryglowałnawetzasoba˛drzwi. Kumple Jakuba wybili wszystkie okna i nimi to włas´nie wdarli sie˛ do s´rodka. Nieznajomy ze zdumiewaja˛ca˛, biora˛c pod uwage˛ jego mizerna˛ postac´, energia˛, wdrapałsie˛ tymczasemnastrychiwcia˛gna˛łzasoba˛drabine˛. —Noicodalej?—zdenerwowałsie˛ Jakub. —Wykurzymydrania—zawyłktórys´,podpalaja˛czapalniczka˛tapete˛. — Ja bym raczej podszedł po gliny — powiedział egzorcysta, ale nikt go nie słuchał.Paliłosie˛ juz˙ wszystko.Podłogais´ciany,auwie˛zionynastrychuwzywał rozpaczliwie pomocy. Podpalacze opus´cili lokal dopiero w chwili, gdy zapaliły sie˛ na nich ubrania. Przed płona˛ca˛chałupa˛stały juz˙ oba wojsławickie radiowozy, a wóz straz˙y poz˙arnej włas´nie przeciskał sie˛ od strony ła˛k, pomie˛dzy drzewami. Odrobine˛ uwe˛dzonysnajper,któryzlazłpodachu,włas´niewylewałswojez˙ale. — Ja to pół biedy, choc´ mało nie zaczadziałem. Ale moje skrzypce — otwo- rzył futerał. — Tak wysoka temperatura mogła je zniszczyc´... O tam sa˛ci ban- dyci! Podpalaczerzucilisie˛ doucieczki.Gliniarzenawetzaniminiepobiegli.Osta- tecznie musieli pomóc przy gaszeniu i spisac´ protokół. Wataha tubylców zatrzy- małasie˛ dopieronaZamczysku. — Cholera, to nie był ten — stwierdził Jakub. — Czy ktos´ ma jeszcze jakies´ pomysły? W tej chwili nadleciała kolejna kula. Otarła sie˛ o kawał muru pozostałego zruinstajnidworskiejizagłe˛biłasie˛ wnoge˛ Tomasza.Tomaszzawył. —Cholera!Jakub,moz˙etysobiejuz˙ idz´,bojeszczenasskasujeprzezpomył- ke˛,zamiastciebie!—zdenerwowałsie˛ Bardak. —Apewnie,z˙epójde˛.Niepotraficiemipomóc,tosie˛ obe˛de˛. Ruszył w strone˛ miasteczka. Tylko Semen poszedł za nim. Reszta została. Trzebabyłoprzeciez˙ opatrzyc´ rannego.Postrzałzostałzdezynfekowanyspora˛ilo- s´cia˛spirytusu.Toznaczynarane˛ poszłowsumieniewiele,aleprzeciez˙ wiadomo, z˙e kaz˙da kula zostawia takz˙e w ciele troche˛ róz˙nego brudu i dlatego niezbe˛dne jestodkaz˙eniewewne˛trzne. —Nuicoteraz,ha?—zapytałSemen. —E,wracamdochałupy.Niewyszłanamdzisiajbalanga. 7 —Moz˙epojade˛ ztoba˛? —Samsobieporadze˛. Po drodze zaopatrzył sie˛ w jeszcze jedna˛ butelke˛ wódki, dzie˛ki czemu nie poczuł zme˛czenia, a nawet, jes´li sie˛ zmachał, właz˙a˛c na swoja˛góre˛, to i tak tego póz´niej nie pamie˛tał. Dotarłszy, uwalił sie˛ do swojego barłogu i zapadł w sen. Akon´ samwróciłdodomu. Obudziłsie˛ dos´c´ wczes´nierano.Przebudzenienienalez˙ałodonajprzyjemniej- szych, bowiem jakis´ łobuz, wykorzystuja˛c jego mocny sen, zwia˛zał do starannie. Łobuz siedział sobie na stole i ostrzył długi nóz˙ o kawałek skórzanego pasa. Wy- gla˛dałdos´c´ dziwnie.Ubranybyłcałkiemnaczarno.Włosyioczytakz˙emiałczar- ne. Twarz miał pocia˛gła˛, z mocno wystaja˛cymi kos´c´mi policzkowymi. W oczach płone˛ły mu dziwne iskierki. Gdy ostrzył nóz˙, jego je˛zyk nieznacznie oblizywał wa˛skiewargi. —Rozwia˛z˙ mnie—zaz˙a˛dałegzorcysta. —Nocoty?—zdziwiłsie˛ siedza˛cy. Me˛tne spojrzenie Jakuba omiotło całe pomieszczenie i zatrzymało sie˛ na sto- ja˛cymkołodrzwisnajperskimkarabinie. —Znaczyto,tydomniestrzelałes´?—zainteresowałsie˛. —Aha. —Ktocie˛ wynaja˛ł? — Widzisz We˛drowycz, jestem zawodowym zabójca˛egzorcystów. I co ty na to? Jakub przez˙ył w z˙yciu wiele niebezpieczen´stw i spotkał wielu szalen´ców na swojejdrodze,aleztakimprzypadkiemjeszczesie˛ niespotkał. —Chybadzisiajnielałes´ —wyraziłswojezdumienie. Zabójca egzorcystów sprawdził na swojej re˛ce, czy nóz˙ jest wystarczaja˛co ostry.Wygla˛dałonato,z˙ejest,bowłoskiposypałysie˛ naziemie˛. —Notowybierajsobieegzorcystosposób,wjakiumrzesz. Jakubmiałochote˛ poskrobac´ sie˛ pogłowie,alemiałzwia˛zanere˛ce. —Moz˙ezestaros´ci?—zaproponowałz˙ałos´nie. —Juz˙ jestes´ stary,wie˛ctonajednowyjdzie.Wymys´lcos´ innego. Jakubmys´lałprzezchwile˛. —Ciapus´!—wrzasna˛łwreszcie.—Gdziejestes´ zdechlaku? —Przeciez˙ niemaszpsa—zdziwiłsie˛ morderca. Dwumetrowypytonwystrzeliłspodłóz˙kaiowina˛łmusie˛ wokółnóg. —Cotojest?!—zawył. —Zdziwiony?Tojestwłas´nieCiapus´.Ciapus´ udus´ pana. Pyton najwyraz´niej i bez tej zache˛ty miał ochote˛ to zrobic´. Nawijał sie˛ coraz wyz˙ejiwyz˙ej.Mordercawycia˛gna˛łzkaburypistoletizastrzeliłwe˛z˙a. —Cholera—powiedziałJakubwzadumie. —Zdziwiony?—zapytałzabójca. 8 —Troche˛. —Twójwybór? —Samwymys´l. — Dobra. Wstrzykne˛ ci taki s´rodek, który cie˛ sparaliz˙uje na trzy dni. Pocho- waja˛cie˛ z˙ywcem. Egzorcystapróbowałsie˛ wyrwac´,aleniezdołałuwolnic´ sie˛ zwie˛zów.Nieba- wemstraciłprzytomnos´c´. Przebudzenie nie nalez˙ało do najprzyjemniejszych. Było mu duszno, ciasno i w dodatku było ciemno. Obmacał re˛kami kieszenie. Miał na sobie białogwar- dyjski mundur, zapewne z zapasów Semena. W górnej kieszeni znalazł zapal- niczke˛ i paczke˛ papierosów. Zapalił ja˛. Przeczucie nie myliło go. Znajdował sie˛ wtrumnie.Wdodatkuzałoz˙ylimuzaciasnebuty.Spróbowałpchna˛c´ wiekotrum- ny re˛kami. Zgodnie z jego przewidywaniami nie drgne˛ło nawet. Wycia˛gna˛ł stopy z butów i kopna˛ł kilkakrotnie w tylna˛ s´cianke˛. Ta równiez˙ nawet nie drgne˛ła. W zadumie zacza˛ł obmacywac´ re˛kami s´ciany swojego wie˛zienia. W bok uwierał go jakis´ znajomy kształt. Butelka. Ktos´ ze znajomych włoz˙ył mu butelke˛ wódki dotrumny.Jakubodkorkowałizlubos´cia˛pocia˛gna˛łkilkałyków.Okowitapopra- wiła mu nastrój. Ostatecznie bywał w gorszych opałach. Rozbił butelke˛ o burte˛ trumny i sporza˛dziwszy z długiego, szklanego wióra cos´ w rodzaju rylca, zacza˛ł nimzezdwojona˛energia˛drapac´ wwieko. * * * Kumple Jakuba zebrali sie˛ w gospodzie. Wiadomo, po tak wybitnym czło- wieku nalez˙y wyprawic´ stype˛. Ajent dostarczył piwo. „Perłe˛ Mocna˛”, z browaru wLublinie.Pili.Wspominali.Niezwracalipraktycznieuwaginasiedza˛cegowka˛- ciedziwnego,chudegotypkaubranegonaczarno.Byłojuz˙ dobrzepodwudziestej iwszyscybylizdrowopodchmieleni,gdyotworzyłysie˛ drzwi.Drzwizaskrzypia- ły złowrogo, wie˛c wszystkie głowy odwróciły sie˛ w ich strone˛. Naste˛pnie pare˛ osóbzemdlało. Pochowany tego dnia rankiem egzorcysta, wszedł jak gdyby nigdy nic do go- spodyiprzepchna˛łsie˛ dobaru. —Jedna˛„Perłe˛”—zadysponował. Ajent nic nie odpowiedział. Lez˙ał za lada˛ nieprzytomny. Wie˛kszos´c´ gos´ci opuszczaławłas´nielokal,skacza˛cprzezokna. —Cojest?—ws´ciekłsie˛.—Duchazobaczylis´cieczyco? —Nie... —wykrztusiłzsiebieTomasz.—Nicniewidzimy,prawdachłopa- ki? Chłopakówjuz˙ niebyło.TylkoSemenzostałwka˛cienadkuflempiwa. 9

See more

The list of books you might like

Most books are stored in the elastic cloud where traffic is expensive. For this reason, we have a limit on daily download.