i że w swej całości urzeczone jest śmiercią. Lecz, choć można sobie wyobrazić, że krytycy mogliby źle na He- mingwaya wpłynąć, to przecież są zupełnie niezdolni zmie- nić w nim coś na lepsze. Hemingway należy do tych pi- sarzy, którzy piszą nie dlatego, że chcą, czy mogą, ale dlatego, że muszą. Jak Poe, Hawthorne i Melville jest posłuszny swemu wewnętrznemu demonowi, którego na- zwać też można jego intuicją lub instynktem życia. Gdyby zamiast go słuchać, słuchał krytyków, mógłby istotnie stać się podobny do Trollope'a czy Emersona, ale byłoby to Georges Bataille podobieństwo wyłącznie zewnętrzne, i wówczas — tak jak on czasem mówi o pisarstwie, które usilnie stara się sprostać wymaganiom publiczności — wszystko poszłoby źle. Niektóre jego własne utwory „źle poszły”, ale tych HEMINGWAY W ŚWIETLE HEGLA jest zdumiewająco mało. Dziś zyskał sobie prawo, aby go brano takim, jakim jest, wraz z jego wielkimi błędami i wielkimi zaletami, wraz z jego zawężeniami, jego siłą, jego zawsze szeroko otwartymi oczyma, jego upartą bojo- Przełożyła wą uczciwością, koszmarami i rytuałami, które mają stać EWA KRASNOWOLSKA się ratunkiem, jego wyczuciem obu światów — wewnę- trznego i zewnętrznego — które przez dwadzieścia lat wspólnie dążyły ku tej samej klęsce. «HEMINGWAY A LA LUMIERE DE HEGEL» z pisma „Critique”, nr 3, 1953 die że Hemingway jest tym pisarzem amerykańskim, którego wytrawni czytelnicy przyjęli najłatwiej i przyjęli pierwszego.! W latach trzydziestych naszego stulecia w moim otoczeniu niezbyt się interesowanolitera- turą amerykańską. Wiedzieliśmy o istnieniu „transition”, awangardowego czasopisma wydawanego w Stanach Zje- dnoczonych, i słyszeliśmy o jego naczelnym redaktorze Eugene Jolas. Słyszeliśmy o Gertrudzie Stein. Znaczy to, że pisma i pisarze amerykańscy liczyli się dla nas tylko o tyle, o ile nieobce im były bardzo ambitne i zawsze żarliwe dążenia, które charakteryzowały pewne grupy ówczesnego francuskiego „świata literackiego”. Queneau i, pierwszy powiedział mi o Hemingwayu jeśli dobrze pa- miętam, przyznałem mu się do nie opartego na niczym uprzedzenia, jakie żywiłem wobec tego pisarza. Jednak lektura Słońce też wschodzi zrobiła na mnie wielkie wra- żenie (może w części na skutek pewnego nieporozumienia). Faulknera przeczytałem nieco później i nie szczędząc mu podziwu nigdy nie zdołałem go polubić. Później rozmiło- wanie się w „powieści amerykańskiej” stało się nieomal 1 Szkic G. Bataille'a ukazał się po opublikowaniu w roku 1952 francuskiego przekładu Jeana Dutourda książki Stary człowiek i morze oraz książki Carlosa Bakera Hemingway, the Writer as Artist. 261 «HEMINGWAY A LA LUMIERE DE HEGEL» z pisma „Critique”, nr 3, 1953 die że Hemingway jest tym pisarzem amerykańskim, którego wytrawni czytelnicy przyjęli najłatwiej i przyjęli pierwszego.! W latach trzydziestych naszego stulecia w moim otoczeniu niezbyt się interesowanolitera- turą amerykańską. Wiedzieliśmy o istnieniu „transition”, awangardowego czasopisma wydawanego w Stanach Zje- dnoczonych, i słyszeliśmy o jego naczelnym redaktorze Eugene Jolas. Słyszeliśmy o Gertrudzie Stein. Znaczy to, że pisma i pisarze amerykańscy liczyli się dla nas tylko o tyle, o ile nieobce im były bardzo ambitne i zawsze żarliwe dążenia, które charakteryzowały pewne grupy ówczesnego francuskiego „świata literackiego”. Queneau i, pierwszy powiedział mi o Hemingwayu jeśli dobrze pa- miętam, przyznałem mu się do nie opartego na niczym uprzedzenia, jakie żywiłem wobec tego pisarza. Jednak lektura Słońce też wschodzi zrobiła na mnie wielkie wra- żenie (może w części na skutek pewnego nieporozumienia). Faulknera przeczytałem nieco później i nie szczędząc mu podziwu nigdy nie zdołałem go polubić. Później rozmiło- wanie się w „powieści amerykańskiej” stało się nieomal 1 Szkic G. Bataille'a ukazał się po opublikowaniu w roku 1952 francuskiego przekładu Jeana Dutourda książki Stary człowiek i morze oraz książki Carlosa Bakera Hemingway, the Writer as Artist. 261 = "REF" manią. Jednakże uznanie dla Caldwella, Steinbecka czy Dashiella Hammeta nie okazało się trwałe. =zmn===" powinny się były wyrażać uczucia. Skończyło się na tym, Patrząc dzisiaj wstecz na te sprawy, w czasie gdy pod- że w samej głębi dopatrzyliśmy się czegoś w rodzaju niecenie literackie już względnie wygasło, chcę położyć sklerozy i oczarowała nas brutalność: podobało się nam nacisk na fakt, że nigdy nie było związku między namięt- to wszystko, czego kultura nie fałszowała. Było to oszu- nościami wchodzącymi w grę w literaturze francuskiej stwo, a oszustwo to stanowiło oznakę bezsilności. Istotnie, a twórczością pisarzy amerykańskich. Prawda, że we kultura osłabia to, co ukształtowała, budzi w nas wraże- Francji jakieś oczekiwanie, upodobanie w niezafałszowa- nie, że jest kłamliwa, i na dłuższą metę nie sposób znieść nych, autentycznych uczuciach czy gwałtownych zmianach jąkania się pozbawionych gwałtowności istot, które ją przygotowało umysły do tych bezpośrednich wstrząsów, wcielają; przecząc jej czuliśmy się silniejsi, polubiliśmy które wywołują Amerykanie, nic przy tym nie wyjaśniając. dzikość i gorączkowość, wszystko to, co dzieje się na- Od pierwszej wojny światowej aż do naszych dni poczucie tychmiast, bezpośrednio. Ale literatura współczesna miary było we Francji przedmiotem najbardziej żarliwej, w Stanach Zjednoczonych i we Francji reaguje w bardzo naiwnej i nie podlegającej dyskusji zgrozy. I nawet dzisiaj, różny sposób na te ogólne przejawy rozdrażnienia. czy można by znaleźć kogoś, kto by zwrócił uwagę na we- W punkcie wyjściowym wspólne im jest tylko powierz- wnętrzny i nieunikniony związek pomiędzy przemocą chowne uczucie niepokoju. a miarą? Kto przyznaje, że niepodobna szaleńczo majaczyć nie oszukując? Czyje oczy są dość suche, aby długo pa- trzeć? Jakie postanowienia są dość silnie zakorzenione, aby wytrzymać próbę samotności? Lepiej wcale nie wspo- minać o umiarkowaniu tam, gdzie dochodzi do głosu tro- Współczesna literatura amerykańska nie ogranicza się chę inicjatywy, gdzie nie ma zgody na tradycjonalny zresztą do wyrażania siły i bezpośredniości. Zwłaszcza sen. Gdy pojedynczy człowiek ośmieli się mówić 6: za- twórczość Hemingwaya szybko zwraca na siebie uwagę chowaniu miary, natychmiast nicuje się od samej p'od- doskonałością, która nie może zadowolić amatorów sensa- szewki jego osobę, dostrzegając tylko odszczepieństwo: cji. Jest rzeczą oczywistą, że autor nie znosi wielkich słów ani intelektualnych konstrukcji, często kosztem refleksji wysuwa na plan pierwszy życie cielesne. Ale troska o mo- ralność i uczciwość jest dla niego ważniejsza od bezpo- średniości. Jego zainteresowania moralne nie muszą być :Gdy brak silnej namiętności, życie niewątpliwie staje na pierwszy rzut oka widoczne, ale — jeśli mamy wierzyć się pułapką, której granicą jest wygoda, a prawdą — jednemu z najpoważniejszych komentatorów Hemingwaya, strach na myśl o posunięciu się za daleko (o przekroczeniu Carlosowi Bakerowi, autorowi pracy Hemingway, the tej granicy). Łatwo jest zdumiewać, jeżeli nieświadomie Writer as Artist, profesorowi Uniwersytetu w Princeton — zdajemy się na łaskę nieprzemyślanego porywu. Jednak mają zdecydowaną przewagę. zamiłowanie do barwnej, żywej literatury, w której uczu- Około 1922 r. Hemingway mieszkał w Paryżu żyjąc cia ukazują się tylko na powierzchni, świadczyło zapewne w środowisku malarzy i artystów z Montparnasse. Sympa- przede wszystkim o przygniatającym nas zmęczeniu. By- tyzował z nimi, ale wkrótce otoczenie to napełniło go liśmy znużeni konwencjami głębi, wedle których wstrętem. Napisał Słońce też wschodzi (wydane w 1925 r.) w chwili ostrej reakcji przeciw wypaczonemu życiu Mont- 262 263 = "REF" manią. Jednakże uznanie dla Caldwella, Steinbecka czy Dashiella Hammeta nie okazało się trwałe. =zmn===" powinny się były wyrażać uczucia. Skończyło się na tym, Patrząc dzisiaj wstecz na te sprawy, w czasie gdy pod- że w samej głębi dopatrzyliśmy się czegoś w rodzaju niecenie literackie już względnie wygasło, chcę położyć sklerozy i oczarowała nas brutalność: podobało się nam nacisk na fakt, że nigdy nie było związku między namięt- to wszystko, czego kultura nie fałszowała. Było to oszu- nościami wchodzącymi w grę w literaturze francuskiej stwo, a oszustwo to stanowiło oznakę bezsilności. Istotnie, a twórczością pisarzy amerykańskich. Prawda, że we kultura osłabia to, co ukształtowała, budzi w nas wraże- Francji jakieś oczekiwanie, upodobanie w niezafałszowa- nie, że jest kłamliwa, i na dłuższą metę nie sposób znieść nych, autentycznych uczuciach czy gwałtownych zmianach jąkania się pozbawionych gwałtowności istot, które ją przygotowało umysły do tych bezpośrednich wstrząsów, wcielają; przecząc jej czuliśmy się silniejsi, polubiliśmy które wywołują Amerykanie, nic przy tym nie wyjaśniając. dzikość i gorączkowość, wszystko to, co dzieje się na- Od pierwszej wojny światowej aż do naszych dni poczucie tychmiast, bezpośrednio. Ale literatura współczesna miary było we Francji przedmiotem najbardziej żarliwej, w Stanach Zjednoczonych i we Francji reaguje w bardzo naiwnej i nie podlegającej dyskusji zgrozy. I nawet dzisiaj, różny sposób na te ogólne przejawy rozdrażnienia. czy można by znaleźć kogoś, kto by zwrócił uwagę na we- W punkcie wyjściowym wspólne im jest tylko powierz- wnętrzny i nieunikniony związek pomiędzy przemocą chowne uczucie niepokoju. a miarą? Kto przyznaje, że niepodobna szaleńczo majaczyć nie oszukując? Czyje oczy są dość suche, aby długo pa- trzeć? Jakie postanowienia są dość silnie zakorzenione, aby wytrzymać próbę samotności? Lepiej wcale nie wspo- minać o umiarkowaniu tam, gdzie dochodzi do głosu tro- Współczesna literatura amerykańska nie ogranicza się chę inicjatywy, gdzie nie ma zgody na tradycjonalny zresztą do wyrażania siły i bezpośredniości. Zwłaszcza sen. Gdy pojedynczy człowiek ośmieli się mówić 6: za- twórczość Hemingwaya szybko zwraca na siebie uwagę chowaniu miary, natychmiast nicuje się od samej p'od- doskonałością, która nie może zadowolić amatorów sensa- szewki jego osobę, dostrzegając tylko odszczepieństwo: cji. Jest rzeczą oczywistą, że autor nie znosi wielkich słów ani intelektualnych konstrukcji, często kosztem refleksji wysuwa na plan pierwszy życie cielesne. Ale troska o mo- ralność i uczciwość jest dla niego ważniejsza od bezpo- średniości. Jego zainteresowania moralne nie muszą być :Gdy brak silnej namiętności, życie niewątpliwie staje na pierwszy rzut oka widoczne, ale — jeśli mamy wierzyć się pułapką, której granicą jest wygoda, a prawdą — jednemu z najpoważniejszych komentatorów Hemingwaya, strach na myśl o posunięciu się za daleko (o przekroczeniu Carlosowi Bakerowi, autorowi pracy Hemingway, the tej granicy). Łatwo jest zdumiewać, jeżeli nieświadomie Writer as Artist, profesorowi Uniwersytetu w Princeton — zdajemy się na łaskę nieprzemyślanego porywu. Jednak mają zdecydowaną przewagę. zamiłowanie do barwnej, żywej literatury, w której uczu- Około 1922 r. Hemingway mieszkał w Paryżu żyjąc cia ukazują się tylko na powierzchni, świadczyło zapewne w środowisku malarzy i artystów z Montparnasse. Sympa- przede wszystkim o przygniatającym nas zmęczeniu. By- tyzował z nimi, ale wkrótce otoczenie to napełniło go liśmy znużeni konwencjami głębi, wedle których wstrętem. Napisał Słońce też wschodzi (wydane w 1925 r.) w chwili ostrej reakcji przeciw wypaczonemu życiu Mont- 262 263 Eni parnasse. Carlos Baker słusznie kładzie nacisk na wyraź- ną linię podziału pomiędzy złymi a dobrymi. Jak pamięta- dziej ukryty można dostrzec wartość i znaczenie jego my, Hemingway dał swojej książce jako motto słowa książek w ich głębokiej uczciwości, namiętnym umiłowa- niu doskonałości i prawdy. Gertrudy Stein: „Wy wszyscy jesteście straconym poko- leniem.” Podobno zdanie to po raz pierwszy wypowie- dział właściciel garażu na francuskim Południu mówiąc o swoich mechanikach! Gertruda Stein miała je odnieść do całej współczesnej młodzieży... To zresztą nieistotne: He- mingway zaprotestował w imię zdrowia, sądząc, że sam Wydaje mi się, że dzieło Hemingwaya stanowi przede nie uległ chorobie. Pokolenie nie jest stracone. Człowiek | wszystkim apoteozę — umiarkowaną, a więc tym bardziej obdarzony siłą moralną może się załamać, ale nigdy nie wyrazistą — tego wszystkiego, co — zdaniem autora — będzie pokonany. Jake Barnes, Bill Gorton czy matador jest w życiu ludzkim najbardziej godne uznania. Romero posiadali tę siłę moralną, a straceni byli tylko Nie znaczy to, że powszechna moralność zgadza się ludzie słabi, których słabość zawsze doprowadza do sytua- z jego określeniem. Ocena Hemingwaya nie jest też, nie- cji bez wyjścia. Tacy jak Robert Cohn, Mike Campbell wątpliwie, krańcowo przeciwna przyjętej opinii, chodzi mu czy Brett Ashley. Zdaniem Carlosa Bakera linia podziału po prostu o niezależne, nieskrępowane tradycją po- przeciwstawia zdrowiu — nerwicę. szukiwania. Wyniku ich nie należy z góry ograniczać do Nie jest to całkowicie przekonujące. Brett Ashley da- uprzednio ustalonych zasad. I rzeczywiście, zasady te są leko do tego, by jej słabość załamywała ją czy upadlała: poddane próbie prawdy; takie właśnie jest, moim zda- Carlos Baker przyznaje jej odwagę i prostotę, z jaką niem, najgłębsze znaczenie rzadko wypowiadanych przez uwalnia od siebie Romero, którego przedtem uwiodła, Hemingwaya twierdzeń ogólnych: „Zadaniem pisarza jest człowieka naiwnego, nie zaś zepsutego. Ale przyznać jej mówić prawdę” — powiedział, a także: „Znam to tylko, jeden tylko gest — to za mało. Nie wiem, czy tego właś- co sam widziałem.” ? W przekonaniu Hemingwaya zabieg nie chciał Hemingway, ale na pewno żadna z postaci tej moralny nigdy nie polega na mówieniu, że dobrze jest książki nie jest obdarzona tak przemożnym urokiem jak robić to czy tamto, ale przede wszystkim na ukazaniu Brett. Jake Barnes, który ją kocha, a sam lubi popić, prawdziwego, wziętego z życia obrazu tego czy tamtego. o Nie zawsze przedstawiał to, co doskonałe. Powiedział na- mówi niej: „Ale ona pije!” Nie przekonuje jednak opinia wet, że można by opowiadać o byle czym. Ale ta początko- Carlosa Bakera, który stawia ją w jednym rzędzie z ża- wa obojętność, która trwa w powziętej już decyzji, pod- łosną figurą Cohna i z religijną zgrozą uznaje ją za kreśla wartość napotkanej doskonałości — odtąd źródłem „alkoholiczkę-nimfomankę”, za upostaciowanie zła (ner- doskonałości jest prawda, nie zaś wybór, o którym by wicy, która jest złem). Raczej można by powiedzieć, że z góry przesądziły formalne uogólnienie, zasada, prawo w jej osobie nawet pijaństwo jest nieodparcie pociągające. moralne. I — o czym Carlos Baker nie powinien zapominać — ów Namiętne poszukiwanie doskonałości — nie doskonałoś- urok zadecydował o całym życiu Hemingwaya. ci wyimaginowanej, idealnej — ale doskonałości prawdzi- Nie myślę, aby Baker był w błędzie. Sądzę tylko, że wej, tej, którą zawiera i na której całym swym ciężarem trudno Hemingwaya wtłoczyć w ramy jakiegoś schematu. spoczywa nasz prawdziwy świat, oto co świadczy o za- I jeżeli nie mniej wyraźnie, to w każdym razie w sposób znacznie mniej mechaniczny, bardziej niepochwytny i bar- 2 Carlos Baker, Hemingway... s. 48. 264 265 Eni parnasse. Carlos Baker słusznie kładzie nacisk na wyraź- ną linię podziału pomiędzy złymi a dobrymi. Jak pamięta- dziej ukryty można dostrzec wartość i znaczenie jego my, Hemingway dał swojej książce jako motto słowa książek w ich głębokiej uczciwości, namiętnym umiłowa- niu doskonałości i prawdy. Gertrudy Stein: „Wy wszyscy jesteście straconym poko- leniem.” Podobno zdanie to po raz pierwszy wypowie- dział właściciel garażu na francuskim Południu mówiąc o swoich mechanikach! Gertruda Stein miała je odnieść do całej współczesnej młodzieży... To zresztą nieistotne: He- mingway zaprotestował w imię zdrowia, sądząc, że sam Wydaje mi się, że dzieło Hemingwaya stanowi przede nie uległ chorobie. Pokolenie nie jest stracone. Człowiek | wszystkim apoteozę — umiarkowaną, a więc tym bardziej obdarzony siłą moralną może się załamać, ale nigdy nie wyrazistą — tego wszystkiego, co — zdaniem autora — będzie pokonany. Jake Barnes, Bill Gorton czy matador jest w życiu ludzkim najbardziej godne uznania. Romero posiadali tę siłę moralną, a straceni byli tylko Nie znaczy to, że powszechna moralność zgadza się ludzie słabi, których słabość zawsze doprowadza do sytua- z jego określeniem. Ocena Hemingwaya nie jest też, nie- cji bez wyjścia. Tacy jak Robert Cohn, Mike Campbell wątpliwie, krańcowo przeciwna przyjętej opinii, chodzi mu czy Brett Ashley. Zdaniem Carlosa Bakera linia podziału po prostu o niezależne, nieskrępowane tradycją po- przeciwstawia zdrowiu — nerwicę. szukiwania. Wyniku ich nie należy z góry ograniczać do Nie jest to całkowicie przekonujące. Brett Ashley da- uprzednio ustalonych zasad. I rzeczywiście, zasady te są leko do tego, by jej słabość załamywała ją czy upadlała: poddane próbie prawdy; takie właśnie jest, moim zda- Carlos Baker przyznaje jej odwagę i prostotę, z jaką niem, najgłębsze znaczenie rzadko wypowiadanych przez uwalnia od siebie Romero, którego przedtem uwiodła, Hemingwaya twierdzeń ogólnych: „Zadaniem pisarza jest człowieka naiwnego, nie zaś zepsutego. Ale przyznać jej mówić prawdę” — powiedział, a także: „Znam to tylko, jeden tylko gest — to za mało. Nie wiem, czy tego właś- co sam widziałem.” ? W przekonaniu Hemingwaya zabieg nie chciał Hemingway, ale na pewno żadna z postaci tej moralny nigdy nie polega na mówieniu, że dobrze jest książki nie jest obdarzona tak przemożnym urokiem jak robić to czy tamto, ale przede wszystkim na ukazaniu Brett. Jake Barnes, który ją kocha, a sam lubi popić, prawdziwego, wziętego z życia obrazu tego czy tamtego. o Nie zawsze przedstawiał to, co doskonałe. Powiedział na- mówi niej: „Ale ona pije!” Nie przekonuje jednak opinia wet, że można by opowiadać o byle czym. Ale ta początko- Carlosa Bakera, który stawia ją w jednym rzędzie z ża- wa obojętność, która trwa w powziętej już decyzji, pod- łosną figurą Cohna i z religijną zgrozą uznaje ją za kreśla wartość napotkanej doskonałości — odtąd źródłem „alkoholiczkę-nimfomankę”, za upostaciowanie zła (ner- doskonałości jest prawda, nie zaś wybór, o którym by wicy, która jest złem). Raczej można by powiedzieć, że z góry przesądziły formalne uogólnienie, zasada, prawo w jej osobie nawet pijaństwo jest nieodparcie pociągające. moralne. I — o czym Carlos Baker nie powinien zapominać — ów Namiętne poszukiwanie doskonałości — nie doskonałoś- urok zadecydował o całym życiu Hemingwaya. ci wyimaginowanej, idealnej — ale doskonałości prawdzi- Nie myślę, aby Baker był w błędzie. Sądzę tylko, że wej, tej, którą zawiera i na której całym swym ciężarem trudno Hemingwaya wtłoczyć w ramy jakiegoś schematu. spoczywa nasz prawdziwy świat, oto co świadczy o za- I jeżeli nie mniej wyraźnie, to w każdym razie w sposób znacznie mniej mechaniczny, bardziej niepochwytny i bar- 2 Carlos Baker, Hemingway... s. 48. 264 265 wziętości i uporze, z jakimi Hemingway dąży do osiągnię- cia właściwej jemu samemu doskonałości. Mam tu na / telektualne zawsze zdradzały, czyniąc je przedmiotem myśli ów stopień precyzji w wiernym zmysłowym wyraża- | nudnych pouczeń. Dobro — czy doskonałość — jest niu prawdy, którego, jak mi się zdaje, nikt oprócz niego w surowy, ukryty sposób namiętnością bezsprzecznie wła- nie osiągnął. Powiedzieć, że pod jego piórem prawda staje dającą Hemingwayem. Uczciwość, o którą jest zazdrośnie się wstrząsająca, to za mało: bywa niekiedy krępująca, dbały, decyduje o pięknie jego książek. I tego faktu nie tak że wprost trudno ją znieść — wtedy na przykład, gdy można zbyt silnie podkreślić. Czasami fascynuje nas lite- czytelnik jakimś trafem znał osobę, która pisarzowi po- ratura, której brak uczciwości, ale gdy uczciwości braknie służyła jako wzór. autorowi, powstaje literatura niekształtna lub monstrual- na. Nie znaczy to, że powinniśmy zapomnieć o fakcie, że uczciwość ta jest nieodwołalnie bezsilna — czyż literatura niejest sama w sobie dziedziną kłamstwa, fikcji i oszu- kaństwa? Lecz właśnie pisarz jest godny pożałowania Mamy tu niewątpliwie do czynienia z czarodziejską siłą, (a najczęściej nawet odrażający), jeżeli oszukuje nas ina- która działa we wszystkich wypadkach. Przy każdej z po- czej niż wbrew swej woli. 3 staci, jakie Hemingway wprowadza na scenę, właściwy mu dar ewokacji wywiera na nas — na naszych ner- wach — tak silne wrażenie, że niekiedy staje się ono wręcz bolesne. Tak samo jest przy krajobrazach, miejsco- wościach, widokach... Nie przeczę, że można w tym wi- Rzecz to sama przez się oczywista, że uczciwość, cho- dzieć coś błahego, analogicznego do talentów towarzy- ciażby ograniczona do literatury, świadczyłaby o zmyśle skich; jestem nawet pewien, że przy nadarzającej się spo- moralnym, który by z konieczności miał dla pisarza war- sobności Hemingway wykorzystywał ów dar z młodzień- tość rozstrzygającą o całym jego życiu. W wypadku He- czą złośliwością. To nie nasza sprawa. Naprawdę ważne mingwaya ten aspekt jest szczególnie wyraźny. Moralność jest, by zrozumieć, jak ogromnej, nie kończącej się pracy jego potwierdza się niezależnie od sformułowanych za- wymaga taka gra. Hemingway powiedział, że w jego sad. Niemniej wymagania jej są ściśle określone. Muszą ostatniej książce, Stary człowiek i morze, nie ma ani je- one być oparte na konkretnych obrazach, za których po- dnego słowa, którego by nie odczytał dwieście razy. Ta średnictwem narzuciły się pisarzowi. Wymagania te można przerażająca cierpliwość, którą pisarz, jak się nam zdaje, jednak uchwycić i dokonanie tego jest niewątpliwie rzeczą wykazał w całej swojej twórczości, nie świadczy o po- bardzo ważną. wierzchownej zabawie, ale dowodzi istnienia jakiejś nie- Sądzę, że Carlos Baker mylił się uważając, że te wyma- odpartej potrzeby. Posunięte do takich granic pragnienie gania są zupełnie prostymi odpowiednikami owej uniwer- | perfekcji rzadko bywa manią. Chęć osiągnięcia za wszelką salnej moralności, której możliwym do przyjęcia wyrazem | cenę doskonałości odpowiada wyostrzonemu pożądaniu ' |prawie nieosiągalnego dobra. 3 W tych warunkach na nic by się mie zdało nie stwierdzić Czy warto by dochodzić do oczywistej prawdy, jeżeliby tego z całą siłą, jak i na nic by się nie zdało upraszczanie. to nie był jedyny sposób osiągnięcia dobra, po prostu Literatura jest także dziedziną kaprysu. Jest także dziedziną i zwyczajnie dobra, które uogólnienia, uproszczenią in- monstrualności. Ale i kaprys, i monstrualność są autentyczne, a więc... 266 267 wziętości i uporze, z jakimi Hemingway dąży do osiągnię- cia właściwej jemu samemu doskonałości. Mam tu na / telektualne zawsze zdradzały, czyniąc je przedmiotem myśli ów stopień precyzji w wiernym zmysłowym wyraża- | nudnych pouczeń. Dobro — czy doskonałość — jest niu prawdy, którego, jak mi się zdaje, nikt oprócz niego w surowy, ukryty sposób namiętnością bezsprzecznie wła- nie osiągnął. Powiedzieć, że pod jego piórem prawda staje dającą Hemingwayem. Uczciwość, o którą jest zazdrośnie się wstrząsająca, to za mało: bywa niekiedy krępująca, dbały, decyduje o pięknie jego książek. I tego faktu nie tak że wprost trudno ją znieść — wtedy na przykład, gdy można zbyt silnie podkreślić. Czasami fascynuje nas lite- czytelnik jakimś trafem znał osobę, która pisarzowi po- ratura, której brak uczciwości, ale gdy uczciwości braknie służyła jako wzór. autorowi, powstaje literatura niekształtna lub monstrual- na. Nie znaczy to, że powinniśmy zapomnieć o fakcie, że uczciwość ta jest nieodwołalnie bezsilna — czyż literatura niejest sama w sobie dziedziną kłamstwa, fikcji i oszu- kaństwa? Lecz właśnie pisarz jest godny pożałowania Mamy tu niewątpliwie do czynienia z czarodziejską siłą, (a najczęściej nawet odrażający), jeżeli oszukuje nas ina- która działa we wszystkich wypadkach. Przy każdej z po- czej niż wbrew swej woli. 3 staci, jakie Hemingway wprowadza na scenę, właściwy mu dar ewokacji wywiera na nas — na naszych ner- wach — tak silne wrażenie, że niekiedy staje się ono wręcz bolesne. Tak samo jest przy krajobrazach, miejsco- wościach, widokach... Nie przeczę, że można w tym wi- Rzecz to sama przez się oczywista, że uczciwość, cho- dzieć coś błahego, analogicznego do talentów towarzy- ciażby ograniczona do literatury, świadczyłaby o zmyśle skich; jestem nawet pewien, że przy nadarzającej się spo- moralnym, który by z konieczności miał dla pisarza war- sobności Hemingway wykorzystywał ów dar z młodzień- tość rozstrzygającą o całym jego życiu. W wypadku He- czą złośliwością. To nie nasza sprawa. Naprawdę ważne mingwaya ten aspekt jest szczególnie wyraźny. Moralność jest, by zrozumieć, jak ogromnej, nie kończącej się pracy jego potwierdza się niezależnie od sformułowanych za- wymaga taka gra. Hemingway powiedział, że w jego sad. Niemniej wymagania jej są ściśle określone. Muszą ostatniej książce, Stary człowiek i morze, nie ma ani je- one być oparte na konkretnych obrazach, za których po- dnego słowa, którego by nie odczytał dwieście razy. Ta średnictwem narzuciły się pisarzowi. Wymagania te można przerażająca cierpliwość, którą pisarz, jak się nam zdaje, jednak uchwycić i dokonanie tego jest niewątpliwie rzeczą wykazał w całej swojej twórczości, nie świadczy o po- bardzo ważną. wierzchownej zabawie, ale dowodzi istnienia jakiejś nie- Sądzę, że Carlos Baker mylił się uważając, że te wyma- odpartej potrzeby. Posunięte do takich granic pragnienie gania są zupełnie prostymi odpowiednikami owej uniwer- | perfekcji rzadko bywa manią. Chęć osiągnięcia za wszelką salnej moralności, której możliwym do przyjęcia wyrazem | cenę doskonałości odpowiada wyostrzonemu pożądaniu ' |prawie nieosiągalnego dobra. 3 W tych warunkach na nic by się mie zdało nie stwierdzić Czy warto by dochodzić do oczywistej prawdy, jeżeliby tego z całą siłą, jak i na nic by się nie zdało upraszczanie. to nie był jedyny sposób osiągnięcia dobra, po prostu Literatura jest także dziedziną kaprysu. Jest także dziedziną i zwyczajnie dobra, które uogólnienia, uproszczenią in- monstrualności. Ale i kaprys, i monstrualność są autentyczne, a więc... 266 267 jest jeszcze, jako całość, chrystianizm (a od której, w grun- nieścisłości. Lecz my, całkowicie pogrążeni w świecie pro- cie rzeczy, i sam komunizm nie jest zbyt oddalony). Moral- dukcji, tak mało mu znanym, jedynie u niego możemy ność Hemingwaya może się zgadzać z tą powszechną mo- znaleźć opis koherentny i zrozumiały — zrozumiale umiej- ralnością, ale jest od niej odrębna. Nie jest to nietzscheań- scowiony — tego obróconego w ruiny świata chwały, do ska moralność panów (zresztą często przez umysły, które którego już tylko nostalgicznie tęskni- oczarowała, rozumiana całkiem mylnie). Jest to moralność my. Toteż, nie znajdując punktów wytycznych u Hegla, o bardziej określonym znaczeniu (być może, naszkicowana nie moglibyśmy powiedzieć, że moralność Hemingwaya przez Nietzschego moralność panów od niej pochodzi, ale jest moralnością panów, których już nie ma. w sposób, który trudno by poprzeć dowodami). Wiadomo, że rozwinięcie Phinomenologie des Geistes Oczywiście, zachodzi różnica pomiędzy postawą pana (Fenomenologii ducha) zaczyna się pierwszym podziałem a postawą amerykańskiego pisarza (istotnie, pod żadnym możliwości człowieka na dwa przeciwstawne aspekty; dia- względem pisarz nie jest rzeczywistym panem), ale chwi- lektyka pana i niewolnika stała się wreszcie znana i dziś lowo możemy tej różnicy nie brać pod uwagę. Precyzując, już nikt nie wątpi, że nie tylko wyprzedziła ona poglądy dobrem dla Hemingwaya jest to samo, co było dobrem moralne Nietzschego, ale także uporządkowała zasadniczą dla panów, i poczucie doskonałości daje mu to samo, co myśl Marksa. Hegel to zawiły, niejasny myśliciel, ale darzyło panów tym poczuciem. Panowie cenili świat, | przynajmniej najbardziej wyeksponowana część jego sy- | w którym wyzwanie rzucone śmierci nadawało życiu stemu jest łatwo uchwytna. Według Hegla ludzkość nie ' ludzkiemu jego wartość i smak, a do pracy nie przywią- ukształtowała się ot tak po prostu; ale najdumniejsi jej zywali najmniejszego znaczenia. Praca nie jest tu właści- przedstawiciele w zuchwałym zaślepieniu rzucili wyzwa- wie przedmiotem pogardy, ale panowie pozbyli się jej nie śmierci. Brakowało im przenikliwości spojrzenia, ale zrzucając ją na barki ludzi poniżonych i ujarzmionych. potrafili wykorzystać pracę innych obracając ich w nie- ,| Doszliśmy do punktu, w którym możemy całą sprawę wolników. Niewolnikami zaś zostali ci, którzy przełożyli |omówić szczegółowo. Polowanie czy rybołówstwo są, ściśle utratę wolności nad utratę życia. Pogodzili się wówczas mówiąc, pracą, której użyteczny cel stanowi uzyskanie z życiem podległym — miernym, kalekim i wypełnionym produktów żywnościowych. A jednak panowie nie gardzą ciężką pracą. Ale to właśnie ich nie kończący się trud, nie polowaniem ani rybołówstwem, choć odmawiają uprawia- zaś czczy przepych panów, stworzył podstawy cywilizo- nia ziemi i choć nigdy nie zajmują się kowalstwem, tkac- wanego świata, w którym żyjemy. Niewolnicy wytwarzali, twem, budownictwem. Anomalia ta, ogólnie biorąc, wiąże panowie użytkowali, a później w tym świecie produkcji, się z faktem, że pierwsi panowie, ci, którzy pierwsi pod- którego byli na pozór jedynymi beneficjantami, stali się porządkowali sobie innych ludzi, byli myśliwymi i ryba- z wolna obcymi — wątłe przeżytki dawnego świata, świa- kami. Można nawet przypuszczać, że ludy rolnicze, osiadłe, ta sławy i chwały, który stracił wszelkie znaczenie tam, pierwsze dostarczyły niewolników ludom dzikszym, na- gdzie górę wzięły umiejętności techniczne i wykorzysta- wykłym do gwałtowniejszych wysiłków fizycznych. Rol- nie wielkich sił produkcyjnych. nicy stawali się łupem ludzi, którzy rzucali wyzwanie dzikim zwierzętom czy morzu... Jakkolwiek zresztą sprawy W tej mierze, w jakiej myśl Hegla bezsprzecznie powin- się miały, rybołówstwo, a zwłaszcza polowanie stanowiły na była uwzględnić rozwój historyczny, którego on znać zawsze rozrywkę, a często wyłączny przywilej panów. nie mógł, pozostaje w niej miejsce na pewien margines Zresztą wszystko to, co ma związek ze zwierzętami, 268 269