ebook img

Długi stół: skrypt dla dziennikarzy programów informacyjnych PDF

75 Pages·2004·6.426 MB·Polish
Save to my drive
Quick download
Download
Most books are stored in the elastic cloud where traffic is expensive. For this reason, we have a limit on daily download.

Preview Długi stół: skrypt dla dziennikarzy programów informacyjnych

KB x ______________ - . \ ! ' A.* : W s/ ■ ■ /•. .\g.'..’’ ,Vvbu> i l >;• >' \ ‘ 5.V </A •••. •/. t •./>/.' - -. •■ 7.4 •• <V<< :• '-■■' < •;< ■ ; • .u. •' '-'i1 '>!> • , , • ■ / !j: '.i >.• •, ; u ■ f. /.':■•■ < x ' •; ’ •' ' aj v ■. U U<1 . H u/- / J-/U/'A / < 7. li JA IAiDAż Z-S.-., / Ł'' 7-r ;>V • ’ v : • ; • . AA; LV< -f >A,( >// • ■ ‘ ; '< \ ; ; A/ b.:,'- ' . . • vvci, • ■! - , I l' ■' , A / ■::■ : i ; •/ . ?;i >,/ ■'! u' /.u' - • •-; . ■. •./ • : . ■ ■ 1 ; \\:r 'Z . . ,• ; I,} ■ • H r/JA - U ■ 'i/l ;■ ' •; X . /\xA, x ■. ' J// :. ■ ■ “W . ■_ ;<i; . s ■/ ; V / : •!// ( •;;, v/.’ i! ' ” •' ■ ;• ; . /o ' < /xa; u J : ' J A/..; . !' J <^5V . .-W , ■ ■ >.i ;>/■ ■ /Ar:-; /!/ / - /' a A '-';/ż'7'/ ' DŁUGI. STÓŁ i KAZI MI ERZ ŻÓRAWSKI DŁUGI. TÓL skrypt dla dziennikarzy programów informacyjnych Warszawa 2004 Spis treści Recenzenci: Jacek Maziarski (I wydanie), Karol Sawicki (II wydanie) 5 Wstęp WIADOMOŚCI - próba analizy 10 Copyright © by Kazimierz Żórawski 29 Kto siedzi przy dtugim stole ISBN 83-918884-5-2 Z czego zbudowany jest program informacyjny Wydanie drugie, uzupełnione 38 Biblioteka Zeszytów Telewizyjnych Skąd pochodzą informacje 81 Warszawa 2004 92 Jak to się pisze Wszelkie powielanie oraz rozpowszechnianie bez zgody TVP S.A. pociąga 102 O potrzebie zadawania pytań za sobą skutki prawne. 115 Aneks 115 Karta Etyczna Mediów Zasady etyczne dziennikarstwa w telewizji publicznej 116 Rysunki i zdjęcia autora Amerykański kodeks telewizyjny 119 Projekt okładki - Renata Gontarz Zasady etyczne dziennika Washington Post 120 Edycja i skład - Kamila Kowalczyk 125 Dekalog depeszowca Korekta - Dorota Wendołowska i Agnieszka Pietrasik 127 Zasady przeprowadzania wywiadu Wydawca-. 131 Słowa i słówka Telewizja Polska S.A. Bibliografia Centrum Strategii - Akademia Telewizyjna 144 ul. J.P.Woronicza 17.00-99 Warszawa e-ma il; akadem ia. telewizyj na(§- tvp. pl Przygotowalnia i druk ■ LINGUA; [email protected] WSTĘP Zacznijmy od dwu opowieści. Pierwsza pochodzić będzie z wciąż popu­ larnej powieści Aleksandra Dumasa ..Hrabia Monte Christo". Otóż każdy, kto powieść tę kiedyś czytał, musi pamiętać historię staruszka telegra­ fisty. który przekupiony przez hrabiego, za cenę domku z ogródkiem sprzeniewierzył się zasadom obowiązującym łudzi jego profesji i przesłał do Paryża fałszywą informację o ucieczce Don Carlosa i powstaniu w Bar­ celonie. Wiadomość ta. po jej ogłoszeniu, spowodowała zamęt na parys­ kiej giełdzie i na kilka godzin uczyniła prawie bezwartościowymi obligi hiszpańskie. Zanim jednak papiery te straciły swoją wartość, to znaczy, zanim owa fałszywa informacja dotarła do opinii publicznej, inny boha­ ter powieści, posiadający dostęp do tajnych informacji baron Danglars. pozbył się ich na paryskiej giełdzie, wycofał pieniądze i zyskał jednocześ­ nie opinię przenikliwego bankiera. Jego szczęście nie trwało jednak dłu­ go. kiedy bowiem następnego dnia dotarła prawdziwa wiadomość, że Don Carlos nadal przebywa w Bourges. kurs papierów hiszpańskich powrócił do dawnego poziomu i okazało się. że oszukany bankier stracił na pozor­ nie fortunnej, operacji ogromną, jak na owe czasy, sumę miliona franków. Opisana przez Aleksandra Dumas manipulacja informacją i jej konsekwencje uzmysławiają w sposób obrazowy, jak niebezpieczną bronią może być kilka zwykłych słów komunikatu. Temu oczywistemu przesłaniu towarzyszy ponadto pytanie o intencje. Czy dziennikarz, ni­ czym ..nadczłowiek". za którego uważał się Monte Christo. ma prawo posługiwania się dezinformacją i prawo do wykorzystywania informacji w celu choćby szlachetnym, lecz innym niż tylko informowanie? Odpo­ wiedź wydaje się prosta. Lecz pytanie nie jest dziś retoryczne. Każdy długi stół Wstęp 7 6 uważnyczytelnikprasyjestws^^ Od tego, jak realizowana jest ta fundamentalna zasada, zależy lub bardziej świadomej dezinformacji dokonywanej przy aktywnym ,ub b‘er- wiarygodność dziennikarza, programu i stacji. Wiarygodność, która jest nym udziale dziennikarzy. Czasem służą one rożnym grom politycznym, najcenniejszą wartością każdego uczciwego dziennikarza. Ten sam sens, układom personalnym na różnych poziomach władzy, kiedy indziej, choć innymi słowami, wyrażony jest w kodeksie etycznym dziennikar­ o czym dowiadujemy się rzadziej, interesom ekonomicznym. Nie chodzi stwa telewizyjnego: „Informacje należy oddzielać od opinii. Informacje tu oczywiście o wykorzystywanie informacji już opublikowanych, faktów powinny być bezstronne, rzetelne i dokładne, zweryfikowane w odręb­ przez dziennikarzy ujawnionych, po to się je przecież publikuje, by słucha­ nych źródłach. Opinie powinny być uczciwe, nie mogą przeinaczać fak­ cze lub czytelnicy mogli z nich korzystać, lecz o proceder ich upowszech­ tów. nie mogą być też formułowane wskutek ingerencji czy to osób niania lub zatajania dla osiągnięcia wymiernych zysków: ekonomicznych, prywatnych, czy instytucji". politycznych, ideologicznych, zysków innych niż honorarium autorskie. W aneksie do niniejszego skryptu znajduje się kilka różnych I opowieść druga, zaczerpnięta z opublikowanej przed kilkudzie­ kodeksów etycznych z różnych lat i dotyczących różnych mediów-prasy, sięciu laty korespondencji, którą prowadzili ze sobą dwaj poeci: Julian radia i telewizji. Ich lektura, choćby pobieżna, może być bardzo pouczająca, Tuwim i Konstanty Ildefons Gałczyński. W jednym z listów autor pokazuje bowiem między innymi, jak wielką wagę przywiązywano ..Kwiatów polskich", wówczas pełniący funkcję kierownika literackiego i przywiązuje się nadal do kilku prostych prawd. Do tych spostrzeżeń na jednego z warszawskich teatrów, dzieli się uwagami po lekturze dokona­ temat etyki należy dodać jeszcze jedną uwagę, która łączy się z drugą za­ nego przez Gałczyńskiego przekładu ..Snu nocy letniej". Jedna z uwag, sadą dotyczącą dziennikarskiego warsztatu: otóż praktyka pokazuje, że dotycząca czytelności tekstu, brzmi tak: „Zastanów się. w jak kłopotliwej brak dziennkarskiego warsztatu jest także nieetyczny. sytuacji jest widz teatralny. Aktor mówi - a on nie rozumie. W tzw. życiu Ta druga warsztatowa zasada brzmi następująco: można rozmówcy przerwać i poprosić, aby był łaskaw powtórzyć, bo się nie zrozumiało. Czytając, można sobie mętniejsze zdanie lub fragment przeczytać parokrotnie, aż się domaca sensu. Ale wyobraź sobie, że FORMA PRZEKAZU INFORMACYJNEGO MUSI BYĆ PRZEJRZYSTA widzowie zaczynają przerywać aktorom i prosić o powtórzenie! Ładny I PROSTA, BY WIDZ NIE MIAŁ TRUDNOŚCI W JEGO ZROZUMIENIU. spektakl, isn't it?"‘. Podobnie jest z telewizją, która dziś jeszcze nie daje widzom nawet tej szansy, jaką ma widz w teatrze. Rozwój sieci Internetu, a więc pojawienie się możliwości dowolnego wybierania programów, Zadaniem niniejszego skryptu jest dostarczenie dziennikarzom powtarzania ich w całości lub we fragmentach, jak na magnetowidzie, zaczynającym pracę lub już pracującym w redakcjach informacyjnych, nie zwalnia jednak dziennikarza z obowiązku dążenia do tego, by zreda­ narzędzi niezbędnych przy konstruowaniu takich właśnie neutralnych, gowany przez niego komunikat był maksymalnie czytelny. wiarygodnych i czytelnych komunikatów. W tych dwu opowieściach zawierają się dwie fundamen talne zasa­ Ale jest jeszcze zasada trzecia, równie ważna, o której także będzie dy. Pierwsza ma charakter etyczny i można ją sformułować następująco. mowa w tej książeczce: DZIEŁO TELEWIZYJNE JEST ZAWSZE EFEKTEM PRACY ZESPOŁOWEJ. ZADANIEM INFORMACJI JEST INFORMOWANIE, A DZIENNIKARZ WOBEC INFORMACJI POWINIEN ZACHOWAĆ NEUTRALNOŚĆ PEŁNĄ NIEZALEŻNOŚĆ OD NACISKÓW ZEWNĘTRZNYCH. Bez umiejętności pracy w zespole gaśnie największa nawet gwiazda. długi stół Wstęp 9 8 w programach informacyjnych problem zespołu nabiera szcze­ został newsroomem. opiera się w dużym stopniu na zebranych wówczas gólnej Jagi. Zespól realizujący przedstawienie teatralne lub program doświadczeniach. Dotyczy to zwłaszcza stosunku do informacji. Ale jest publicystyczny po wykonaniu zdania rozwiązuje się i do zadania nas­ także efektem analizowania współczesnych programów informacyjnych tępnego może przystąpić w zmienionym składzie. Zespół reahzują y pro­ krajowych i zagranicznych oraz treningów prowadzonych w Akademii gram informacyjny działa dzień po dniu w niemal identycznym składzie Telewizyjnej Telewizji Polskiej S.A. z młodymi, uczącymi się zawodu i dlatego powinien być zbudowany w oparciu o wzajemne zaufanie, dziennikarzami telewizyjnymi. To analityczne doświadczenie z kolei zrozumienie i poczucie wspólnego interesu. A jeśli już dojdzie do jakie­ dotyczy w dużej mierze warsztatu. goś konfliktu, o który w tej pracy nietrudno, to zawsze powinno zwycię­ żyć dobro zespołu. Powód jest niezwykle prozaiczny ■ to koszt zbudowa­ Zanim jednak powiemy sobie, kim są i czym się zajmują ludzie, nia dobrego, sprawnego zespołu, koszt liczony w pieniądzach i czasie. którzy siedzą przy długim stole, chiałbym powrócić do 1989 roku, do O tej ostatniej zasadzie powinny pamiętać zwłaszcza gwiazdy, którym początków „Wiadomości", to wtedy bowiem zaczęły się kształtować często wydaje się. że są niezastąpione, że popularność, jaką się cieszą standardy dziennikarstwa demokratycznego kraju. u widzów, daje im rodzaj immunitetu. Tymczasem z rachunku ekono­ micznego wynika, że taniej jest wynająć lub stworzyć nową gwiazdę, niż zbudować nowy zespół od podstaw. Proces budowania i integrowania zespołu, a potem utrzymywania zespołu odbywa się najczęściej przy długim redakcyjnym stole (copy desk), wokół którego przynajmniej raz dziennie, a w niektórych redak­ cjach także częściej, gromadzą się wszyscy członkowie zespołu: kierow­ nictwo redakcji, wydawcy, asystenci wydawców, realizatorzy, kierownicy produkcji, reporterzy, adiustatorzy tekstów, depeszowcy... To właśnie przy długim stole zgłaszane są i dyskutowane pomysły, przy długim stole poszczególne wydania przybierają swój niemal ostateczny kształt i przy długim stole, gdy w studiu zgasną światła, dokonywana jest ocena tego, co w danym dniu lub w danym wydaniu zostało wyemitowane. Skoro już wiemy, skąd wziął się tytuł tej książki, czytelnikom na­ leży się jeszcze kilka słów o autorze. Otóż prócz wykonywania różnych zajęć, takich jak krytyka literacka i filmowa, tłumaczenie literatury pięk­ nej. opieka dramaturgiczna nad filmami i serialami telewizyjnymi, peł­ nienie funkcji rzecznika jednego z ministerstw, redagowanie miesięcz­ nika i dziennika, zajmowałem się także telewizyjnym dziennikarstwem informacyjnym, współtworząc i współredagując z Jackiem Snopkiewi- ?eZnaS,noCę D,ziennika T^^yjnego - debiutujące na antenie 18 lis- opa a 9 roku Wiadomości. Niniejsza opowieść o długim stole, który w tamtych Wiadomościach istniał naprawdę, zanim zastąpiony • Konstanty Ildefons Gałczyński. Julian Tuwim: LISTY-. PIW. 1969r. część środowiska dziennikarskiego domagała się już wcześniej, potępiał represje za poglądy. Dziś brzmi to może nieco przesadnie, lecz wówczas naprawdę słowa tego listu oznaczały szansę na powrót do normalnego życia. Dla jak wielu z nas. mogłem się przekonać już wkrótce. WIADOMOŚCI - próba analizy Na początku października 1989 roku powstała tak zwana ..komisja powrotów". Po dwu. a może trzech dniach urzędująca w sali kolegialnej na IX piętrze wielka, kilkunastoosobowa komisja podzieliła się na dwie mniejsze - radiową i telewizyjną. Razem z Jolą Łopuszyńską oraz Jolantą Jaskulak. specjalistką od prawa pracy, i Stanisławem Nowakiem, który reprezentował telewizyjnego wiceprezesa, znalazłem się w tej drugiej Szanowny Panie. komisji. Naszym zadaniem było, jeśli ktoś chcial wrócić, znalezienie mu w wyniku represji, którym bezprawnie poddawano pracowników Komi­ miejsca pracy zgodnego z jego kwalifikacjami i oczekiwaniami. tetu za ich postawę i poglądy ■ został Pan pozbawiony pracy. W sposób naturalny, każda rozmowa zawierała w sobie opowieść Objąwszy kierownictwo Komitetu, stałem się z konieczności spadko­ o weryfikacji i tych trudnych miesiącach czy latach, kiedy trzeba było biercą zarówno jego dorobku, jak też jego błędów i ciężkich grzechów szukać pracy w nie swoim zawodzie. Wartość układającego się z tych W związku z tym składam niniejszym na Pana ręce wyrazy solidarności opowieści obrazu była tym większa, że w dokumentacji Biura Kadr Radio­ i przeprosin za ten godny oburzenia fakt komitetu poza lakonicznymi wpisami w teczkach personalnych odnoto­ Poinformowano mnie, że nawiązał Pan już kontakt z naszą instytucją. wującymi fakt ustania zatrudnienia, nie zachowały się żadne świadectwa W przypadku natrafienia na trudności w ponownym nawiązaniu współpracy, weryfikacji. A przecież była to poważna operacja, której głównym celem proszę się kontaktować z red. Januszem Kasprzyckim, dyrektorem Sekretariatu było - miejmy tego świadomość - nie tylko pozbycie się ludzi samodzielnie Generalnego, który jest moim pełnomocnikiem w sprawach przywracania do i inaczej myślących, którzy nie bali się mówić tego, co myślą, ale także pracy byłych pracowników telewizji i radia. pozbycie się różnych nieudaczników, których w normalnych warunkach Zapraszam i łączę wyrazy szacunku chronił kodeks pracy. Niektórym, o tym także należy pamiętać, weryfikac­ ja posłużyła do załatwienia osobistych porachunków nie mających z po­ Andrzej DRAWICZ lityką wiele wspólnego. Warszawa, dnia 29-09 1989 r. Na pierwszy ogień poszła kadra średniego szczebla zarządzania: dyrektorzy, redaktorzy naczelni i ich zastępcy. Weryfikujące ich komisje składały się z ludzi spoza firmy. Przeważnie był to któryś z dyrektorów Głów­ Ten list nowego prezesa Komitetu ds. Radia i Telewizji otrzymało nego Urzędu Kontroli Prasy i Widowisk, przedstawiciel dzielnicowej lub blisko dwustu jego dawnych pracowników, którzy po 13 grudnia 1981 stołecznej organizacji partyjnej oraz delegat MSW. Rolę gospodarza pełnił roku uznani zostali za niezdolnych do pracy w jednostce zmilitaryzo­ jeden z dyrektorów generalnych. Potem ci, którzy zostali zweryfikowani, wanej. jakimi były wówczas Polskie Radio i Telewizja. Dla mnie i dla weryfikowali swoich podwładnych i niekiedy robili to tak. by nie dać powo­ wielu moich koleżanek i kolegów otwiera! on furtkę, przez którą mog­ du do wyrzucenia kogoś z pracy. Były to jednak jednostki odosobnione. liśmy wrócić - otwierał w sensie prawnym, ale także, co ważniejsze, w sen­ W Warszawie, po przejściu kordonu wojskowego, wzywany na sie moralnym: wyjmując z pancernej szafy kościotrupa weryfikacji, czego weryfikację trafiał - tak przynajmniej było jeszcze na początku marca - na długi stół Wiadomości - próba analizy 13 12 innego znaczy siedzieć na posiedzeniu rządu obok generała milicji, a co innego być podwładnym kogoś, kto przyczynił się do czyjejś poniewierki, którzy przepustki do pracy otrzymali, zanim jeszcze wprowadzono stan bezrobocia, strachu o przyszłość rodziny czy konieczności przekwalifiko­ wojenny. Nie przypominam sobie, by ich twarze wyrażały choćby cień wania się z dziennikarza albo reżysera na cukiernika, sprzedawcę kwia­ tryumfu lub by skorzy byli do nawiązywania rozmow. Chyba sami się tów albo stolarza. Po latach we wspomnieniowej książce Wczasy pod wstydzili wyróżnienia, które ich spotkało. Ponieważ kawiarnia, stołów­ lufą pisał: W zespole ze znacznym wysiłkiem docierali się ludzie dawni ka i wszystkie barki przy studiach były pozamykane, czekaliśmy z Janu­ i nowi. Zwłaszcza ci. co wracali po wystosowanych przeze mnie zaprosze­ szem Gazdą na naszą kolej pod gabinetem Jerzego Bajdora. który co jakiś niach. często sygnalizowali psychologiczne trudności. Trafiali w swoich czas wychodził na korytarz i mijał nas. jakby nas nie znał, mimo że przy- redakcjach na ludzi ze starego układu, w swoim czasie ostro politycznie najmniej ze mną był po imieniu. Dopiero Halina Dębicka z Pegaza, która zaangażowanych. Czasem byli to właśnie ci. którzy ich wyrzucali lub wy­ w partii była od zawsze, niczemu się już nie dziwiła i chyba niczego się rzucać pomagali. Formuła niepolowania na czarownice zakładała ko­ już nie bała, zaprosiła nas do swego pokoju. nieczność współpracy wyrzucanych z tamtymi. Nie była to już kwestia Poza Warszawą, w regionalnych rozgłośniach i ośrodkach telewi­ pionu informacyjnego, ale całej Firmy. Czułem w tych dniach przez skórę, zyjnych, nie było tak łagodnie. Miejscowa władza demonstrowała siłę, że jest rozwibrowana takimi właśnie emocjami. Ta odmienność punktów a miejscowi bonzowie pokazywali, kto naprawdę rządzi. W jednym widzenia, niestety, pogłębiała się w miarę upływu czasu. Rany powoli z ośrodków w hallu głównym ułożone były worki z piaskiem, za którymi się zabliźniające łatwo dawały się rozdrapać. Toteż, gdy pod koniec 1990 stał karabin maszynowy wycelowany w drzwi wejściowe. W innym wez­ roku Lech Wałęsa wypowiedział wojnę telewizji, większość niedawnych wanych na weryfikację dwu uzbrojonych komandosów eskortowało od towarzyszy broni Andrzeja Drawicza znalazła się po drugiej stronie. bramy aż przed oblicze wysokiej komisji. Można się było bać. tym bardziej, Na placu Powstańców zacząłem bywać w pierwszej połowie lis­ że wśród weryfikowanych krążyły opowieści o kolegach, którzy nie tylko topada 1989 roku. Co jakiś czas dzwonił do mnie Jacek Snopkiewicz, no­ zostawali bez pracy, ale trafiali do internatu na wniosek weryfikato­ wo mianowany szef Dyrekcji Programów Informacyjnych (DPI), i mówił: rów. Nie udało nam się jednak ustalić, kogo taki los spotkał, można więc wpadnij. Więc wpadałem i im częściej to robiłem, tym coraz bardziej mi domniemywać, że opowieści te służyły temu samemu celowi, co wojsko­ nie wystarczało pisanie telewizyjnych felietonów w Gazecie Wyborczej. wa eskorta czekająca pod drzwiami ubikacji aż delikwent się wysiusia - Plac, gdzie mieściły się programy informacyjne, był dla mnie miejscem demonstracji siły i zastraszeniu. tajemniczym i nowym, nigdy wcześniej tam nie pracowałem. Ze Mimo propozycji powrotu do telewizji, kierowanych do mnie przez sporadycznych bytności pamiętałem jedynie bufet, do którego schodziło Andrzeja Drawicza za pośrednictwem Janusza Kasprzyckiego, odwleka- się po schodkach wprost z narożnego wejścia z ulicy i tajemnicze pod­ em ten moment, wychodząc z założenia, że najpierw trzeba załatwić ziemne przejście prowadzące do znajdującego się na przeciwległym rogu sprawy wszystkich koleżanek i kolegów, a potem zadbać o siebie. Ale budynku Studia B. Gdy w tym obstawionym blaszanymi szafkami przej­ mys ę. ze me bez znaczenia były te wszystkie wysłuchiwane przez kilka ściu zamordowano kiedyś kogoś, w bufecie zaprzestano podawania alko­ ygo ni opowieści stanu wojennego i płynąca stąd świadomość, że będę holu. Tym samym bufet przestał być miejscem spotkań warszawskiej bo- na |X ^“Tt™ “WŚrÓd ’ud2i' których niwiska znalazły się hemki. zamieniając się w bar powolnej obsługi. stano Ź11Weryf'kat0'6w- t0 świadomość powszechniejsza. która Jesienią 1989 roku znajdowała się tam obskurna stołówka - po­ oZt n,ą ° nP°międZy ludŹmi karności a so/idarnoś- dawano jednak kawę i herbatę, więc po porannym kolegium lub w ocze­ coWym prosem. Drawicz. jak sądzę, udawał, że nie rozumie, iż co kiwaniu na wyjazd albo montaż gromadzili się tam dziennikarze. We długi stół Wiadomości - próba analizy *25 wnęce zasłoniętej częściowo filarem stał podłużny stoi przy którym zbie- dów Andrzeja Drawicza i gdyby zmiany personalne zostały dokonane Zie starzy. Dochodziły stamtąd chichoty szepty ■ złoshwe komen­ w gwałtowniejszy sposób, choćby w tempie narzuconym przez ekipę tarze pod adresem nowych. nie na tyle jednak wyraźne, by można by o Mariana Terleckiego i Marka Markiewicza, to dla wielu byłby to wyraźny zareagować - ta fałszywa wesołość była chyba tylko przykrywką dla sygnał do działania, a wówczas historia mogłaby się potoczyć inaczej. niepewności, sztuczną fanfaronadą. Ten podział widoczny by także czte- Nie tylko historia telewizji, ale może także Polski. ry piętra wyżej, gdzie znajdowała się redakcja Dziennika Telewizyjnego Data pierwszej emisji, nazwa programu i osoba prowadzącego i przestronny gabinet dyrektora DPI. W narożnym pokoju wydań, które okryte były tajemnicą, dlatego czułem się dumny, mogąc w Gazecie z da­ rankiem zamieniało się w studio dziennika w oknie, przygotowywano tą 17-19 listopada (piątek-niedziela), napisać: Nowy dziennik telewizyj­ bieżące wydanie o 19.30 i późniejsze wydanie wieczorne. I to robili sta­ ny. który nazywać się będzie WIADOMOŚCI, nie ruszy dziś. „Może w so­ rzy. Natomiast w gabinecie Jacka Snopkiewicza trwały prace koncepcyjne botę. może w niedzielę, a już na pewno za dwa miesiące" - powiedział nam nad Wiadomościami, którym towarzyszył fantastyczny klimat tworzenia red. Jacek Snopkiewicz, który uważa, że tyle czasu trzeba, by stworzyć czegoś nowego, klimat przypominający ten z Iwickiej. gdzie w byłym sieć korespondentów krajowych oraz zaktywizować lub wymienić zagra­ przedszkolu powstawała Gazeta Wyborcza. Im bliżej było daty pierwszej nicznych. Na razie zmieni się scenografia. Autorami nowej są Marcin emisji, tym robił się tam większy bałagan, a przez kiszkowaty sekretariat Stajewski i Marek Lewnadowski. nowa będzie czołówka zaprojektowana przewalało się coraz więcej ludzi. Kto jest kim. można było poznać łatwo: przez Andrzeja Pągowskiego. zmienią się również prezenterzy. W tej moi niedawni rozmówcy z komisji powrotów wchodzili do gabinetu chwili odbywają się ostatnie próby kameralne (podyktowałem przez te­ bez pukania, zostawiając za sobą otwarte drzwi: starzy, pamiętający lefon oczywiście: kamerowe). Na pewno w WIADOMOŚCIACH pojawi niedawne czasy, gdy urzędował tam Andrzej Bilik. pukali, po czym się Wojciech Reszczyński. I rzeczywiście. Reszczyński pojawił się 18 listo­ wsuwali niepewnie sam czubek nosa: szefostwo. Snopkiewicz i jego pada 1989 roku, deklarując, że od dziś, jak w BBC. wiadomości będą dobre zastępca Zbigniew Domarańczyk. wpadając i wypadając, trzaskali drzwia­ lub złe. ale zawsze prawdziwe. Te pierwsze Wiadomości - o czym mało kto mi - przynajmniej jednemu z nich nawyk ten pozostał do dziś. dziś pamięta - emitowane były częściowo z puszki, obawiano się bo­ Oczekiwanie na nowy dziennik telewizyjny miało wymiar dziś wiem. by prezentera nie zjadła trema i by program się z tego powodu nie dla wielu zapewne niezrozumiały. Na Drawicza naciskał rząd, w którego posypał. Było to tym bardziej prawdopodobne, że Reszczyński od dłuższe­ posiedzeniach prezes Radiokomitetu uczestniczył z urzędu, na Snopkie­ go czasu nie występował w telewizji, a występując wcześniej w Teleex- wicza Biuro Prasowe Rządu i nieco delikatniej prezes Andrzej Drawicz. pressie nigdy nie robił tego na żywo. Teleexpress dopiero pod koniec Prasa donosiła o przygotowaniach, po gmachu przy placu Powstańców 1990 roku przestał być nagrywany, natomiast Panorama dnia do końca uwijała się Ania Bikont. zbierając materiały do dużego reportażu, który swoich dni emitowana była z puszki. miał się ukazać w Gazecie zaraz po premierze nowego dziennika. O tym. Poniedziałkowa Gazeta Wyborcza zrecenzowała to pierwsze wyda­ co dzieje się na Placu informowały niemal codziennie serwisy Polskiej nie piórem Andrzeja Wernera, który pisał: Burze się przetoczyły nad gło­ Agencji Prasowej. Słowem: obłęd! Ale w tym szaleństwie wyrażała się wą Prezesa. Pioruny uderzyły punktualnie o 19.30.1 oto nastąpił moment istotna prawda o czasie i klimacie. Telewizja przekształcająca się na próby-, pierwszy Nowy Dziennik (Wiadomości). Życzę jak najlepiej Preze­ oczach wszystkich z tuby propagandowej upadającego reżimu w telewizję sowi i szefowi Wiadomości. Jackowi Snopkiewiczowi, ale przyznam, że demokratycznego państwa była wyrazem intencji tych, którzy zirytowało mnie jak za najlepszych czasów Jerzego Urbana. Cóż takiego erZ uiW°WCZaSM adZ?- MyŚ’ę- Że gdyby PierwszVm Prezesem P° wyprowadziło z równowagi znanego z pryncypialności krytyka literac­ y nie został ktoś o poglądach bardziej radykalnych od poglą- kiego i filmowego? Zirytował go reportaż poświęcony dr Barbarze długi stół Wiadomości ■ próba analizy H7 •2G Pod koniec listopada Jacek Snopkiewicz ponowił wobec mnie GrZegMZa propozycję wejścia do zespołu Wiadomości. Zgodziłem się zostać kierow­ dajacsatysf.akcję.jednej osobie-pisa^ernet - naruszono jednak prawa nikiem redakcji kulturalnej, co było zgodne z moimi literackimi i filmo­ innej jednostki, być może skrzywdzono ją dotkliwie. (...) Chodzi o przed­ wymi zainteresowaniami. Gdy jednak następnego dnia pojawiłem się miot o tego pijanego, którego dwukrotnie sportretowano w pełnym na placu Powstańców, wręczył mi podpisany przez Drawicza wniosek o po­ zbliżeniu jako dowód rzeczowy ciężkiej codziennej pracy skrzywdzonej wołanie mnie na stanowisko wicedyrektora DPI i zastępcy redaktora lekarki. Między jego przewiną a karą, którą (bez wyroku) mu wymierzo­ naczelnego Wiadomości. Tak zaczęła się kolejna w moim życiu telewizyjna no. nie ma żadnego związku. Ani logicznego, ani - tym bardziej - prawnego. przygoda, dla której praca w komisji powrotów była istotnym doświad­ W wiekach średnich karę tę nazywano karą pręgierza i uważano za ciężką. czeniem. O kulisach tej niespodziewanej dla mnie nominacji Jacek Snop­ Zdenerwowało Wernera również nieświadome oskarżenie skiero­ kiewicz napisał w Telewizji nagiej, a Andrzej Drawicz we Wczasach pod wane pod adresem milicjanta. ...przy ściszonym dźwięku - pisze krytyk - lufą. Choć obydwie relacje różnią się nieco od siebie, ich sens jest taki jakaś pani zauważa, że pijak miał torbę, a przy pijaku był milicjant. A te­ sam - przyjaciele postanowili tym sposobem zneutralizować dokuczli­ raz: pijak wprawdzie leży nadal, ale ani torby, ani milicjanta. Nie twier­ wego telewizyjnego felietonistę Gazety Wyborczej. Miało to także zabloko­ dzę. że ta relacja jest nieprawdziwa. Nie przedstawiono jednak żadnych wać ewentualność przysłania na wakujące stanowisko kogoś, kto lepiej dowodów. Zbyt dobrze znam te praktyki, aby powielać je ze spokojnym pilnowałby interesów rządu. sumieniem. Redaktorzy Gazety okazali się bardziej wyrozumiali: Mając Kiedy rozpoczynałem pracę w Dyrekcji Programów Informacyj­ za sobą doświadczenia pierwszych numerów „Gazety" - skłonni jesteśmy nych, miałem czarno-biały czy wręcz czarny obraz miejsca mego nowego do znacznie większej wyrozumiałości wobec debiutantów z WTV niż zatrudnienia. Nie bez wpływu na to było zapewne moje niedawne uczes­ Andrzej Werner. Nam się zresztą podobało. tnictwo w pracach komisji powrotów oraz powtarzające się telefony jed­ W parę lat później obejrzałem kilka pierwszych wydań Wiado­ nej z koleżanek, która czuła się w obowiązku donoszenia mi (a także mości. Zrobiły na mnie wrażenie siermiężnych w swojej scenograficznej Andrzejowi Drawiczowi i jego żonie Wierze), czego to nie wyprawiają oszczędności i prostocie. Prezenter siedział na gładkim niebieskim tle na Placu te straszne komuchy. Jakiś ślad musiało także pozostawić w planie umożliwiającym pokazanie blatu stołu. Czasem obok prezentera doświadczenie wielu lat oglądania Dziennika Telewizyjnego. Plac od pojawiał się gość lub sprawozdawca parlamentarny pokazywany - czasu, gdy pozostały tam prawie wyłącznie programy informacyjne, nie w planie nieco większym niż średni - z drugiej kamery. Sprawozdania cieszył się dobrą sławą, ale prawdziwym piekłem - według powszechnej parlamentarne były jedynymi materiałami filmowymi, do których tekst opinii - było trzecie piętro, gdzie mieściła się redakcja Dziennika, a potem z offu czytał dziennikarz, wszystkie pozostałe zielone czytane były Wiadomości. O piętrze tym mówiło się oddział zakaźny i coś w tym było bowiem przez lektora siedzącego w dziupli znajdującej się pod wiszącą na rzeczy, choć - jak się później przekonałem - nie wyłącznie w tym nad studiem reżyserką. Materiały zagraniczne wypełniały środkową część znaczeniu, w jakim się przeważnie uważało. Przyczyną izolacji trzeciego programu i -jeśli nie liczyć tych, które trafiały na czołówkę - prezentowane piętra było nie tylko powszechne przekonanie, że pracujący tam dzien­ yły w bloczku, w którym temat od tematu oddzielał dźwiękowy pip. nikarze chorzy są in corpore na świnkę, ale także przekonanie ich sa­ dnżA hY 3Je mi Się dZ1Ś‘Że temp° PrezentacP materiałów było zbyt mych. czemu dawali wyraz w kontaktach z innymi dziennikarzami, że Droaram TT* Wymogom Percepcji. zagraniczny bloczek sprawiał, że należą do więcej wiedzących i dalej widzących, którzy z racji tego wyższe­ prol aZ‘f Zm‘enny rytm 1 nie W‘Óki Si? tak <ak niekt°re dzisiejsze go wtajemniczenia nie mają po prostu o czym rozmawiać z szaraczkami programy informacyjne. pracującymi w Teleexpresie i Panoramie dnia.

See more

The list of books you might like

Most books are stored in the elastic cloud where traffic is expensive. For this reason, we have a limit on daily download.