Ewa wzywa 07...
As trefl znaczy śmierć czyli cyganka prawdę ci powie
"As
trefl", to ostatnie z sześciu opowiadań Jerzego Edigeya, wydanych pod
szyldem "Ewa wzywa 07", które do chwili obecnej nie doczekało się
recenzji. Tym razem doskonale znany czytelnikom Krzyżewski, awansowany
do stopnia podpułkownika, w górskiej scenerii Zakopanego snuje opowieść o
jednej z najdziwniejszych spraw z jakimi zetknął się w swojej
długoletniej, milicyjnej karierze.
W dniu 09 grudnia 1958r w
mieszkaniu na Groblach w Krakowie została zamordowana Bronisława
Prochal, skromna handlarka, zajmująca się zbieraniem i sprzedażą
surowców wtórnych. Jej zwłoki znalazł mąż po powrocie z pracy.
Mieszkanie w którym doszło do tragedii było splądrowane, z kredensu
skradziono pieniądze w kwocie 3 000 złotych oraz złoty zegarek
szwajcarskiej firmy "Doxa", bardzo popularnej w tamtych czasach. Kobieta
została pozbawiona życia wskutek uderzenia zadanego w głowę butelką po
winie. Na miejscu zdarzenia nie zdołano zabezpieczyć żadnych śladów.
Sprawca po dokonaniu zabójstwa zamknął drzwi wejściowe na zamek. Na tej
podstawie milicja doszła do wniosku, że musiał się posłużyć kompletem
kluczy należącym do ofiary. Oględziny lokalu utwierdzały w przekonaniu,
iż Prochalowa znała mordercę. Kilka dni później mąż denatki znalazł jej
klucze w jednej z szuflad kredensu. Nasuwało to przypuszczenia, że
morderca mógł dysponować dodatkowym kompletem lub złożyć wizytę w
mieszkaniu Prochalów po zabójstwie i podrzucić ten, który należał do
ofiary. Problem w tym, iż krąg znajomych zmarłej i jej rodziny był
bardzo szeroki. Stanisław Prochal i jego dwudziestotrzyletni syn nie
potrafili podać pełnej listy osób, które odwiedziły ich mieszkanie po
wykryciu zbrodni. Młody człowiek w najbliższym czasie planował wziąć
ślub i głośno się przechwalał, że matka przeznaczyła na tę uroczystość
znaczną kwotę pieniędzy. Milicja nie wykluczała, że mogło to sprowokować
sprawcę do popełnienia morderstwa, aby wejść w posiadanie majątku
ofiary.
W dniu 26 marca 1959r zgłoszono zaginięcie Wojciecha
Myszki, mieszkańca Krakowa, zatrudnionego jako kierowca przy budowie
Nowej Huty. Z relacji żony wynikało, iż mąż nie wrócił z pracy do domu, a
następnego dnia nie stawił się również w przedsiębiorstwie w którym
pracował. W swoim środowisku uchodził za zamożnego człowieka. Jego
marzeniem było kupno samochodu z przeznaczeniem na taksówkę. Milicja
ustaliła, że Wojciech Myszka nosił zegarek firmy "Doxa", a pieniądze
przynajmniej kilka setek trzymał w nietypowym plastikowym portfeliku
zagranicznego pochodzenia. Po raz ostatni widziano go jak wsiadał do
tramwaju zmierzającego do śródmieścia. Towarzyszył mu jakiś
niezidentyfikowany mężczyzna. Milicja dokonała rutynowych sprawdzeń,
które jednak nie dały pozytywnych rezultatów. Młody człowiek jakby się
zapadł pod ziemię.
Pod koniec maja 1959r odnotowano zaginięcie
kolejnego mieszkańca Krakowa. Jan Siatka, były funkcjonariusz MO,
zajmujący jedno z mieszkań domu u zbiegu ul. Senackiej z ul. Grodzką,
dał się poznać jako wyjątkowo uciążliwy lokator. Po usunięciu z milicji
za nadużywanie alkoholu, zaczął się systematycznie staczać. Swoje
mieszkanie zamienił w melinę pijacko-złodziejską. Niespodziewanie w
połowie października 1958r zniknął, co najbardziej ucieszyło sąsiadów,
zmęczonych ciągłym awanturami i zakłócaniem porządku. Zaginięcie
zgłosiła matka, zaniepokojona dłuższym brakiem wiadomości od syna. Po
sforsowaniu drzwi wejściowych prowadzących do mieszkania Siatka,
milicjanci znaleźli jego zwłoki w stanie daleko posuniętego rozkładu, z
licznymi obrażeniami głowy. I w tym przypadku rabunkowy motyw zabójstwa
nie budził wątpliwości, ofierze zabrano zegarek, płaszcz, starą skórzaną
raportówkę i nieokreśloną kwot pieniędzy. Milicjanci ustalili, że przed
zabójstwem w lokalu odbyła się libacja alkoholowa w której brały udział
trzy osoby. Jan Siatka został ogłuszony ciosem zadanym butelką po
winie, a następnie po przeniesieniu na łóżko, pozbawiono go życia
uderzając styliskiem siekiery w głowę. Pośród różnych przedmiotów na
stole poniewierała się talia kart. Jednak Krzyżewskiego, biorącego
udział w oględzinach pomieszczeń, najbardziej uderzał widok asa trefl,
leżącego na podłodze. Oficer przywołał z pamięci zdarzenie, którego był
świadkiem kilka lat wcześniej. W 1954r w komisariacie kolejowym MO w
Krakowie młoda cyganka chcąc się odwdzięczyć za udzieloną jej pomoc,
zaczęła wróżyć funkcjonariuszom przebywającym w tym czasie na służbie.
Był wśród nich sierżant Jan Siatka, który odnosił się do dziewczyny z
nieukrywaną ironią. W pewnym momencie Cyganka rozłożyła przed nim talię
"Wyciągnij jedną kartę i połóż na stole. To będzie twój los". W ręku
milicjanta znalazł się as trefl. "As trefl to śmierć (...) nie będę ci
nic mówić". Czyżby przeklęte fatum upomniało się o byłego sierżanta ?
Ponieważ
w mieszkaniu denata nie zabezpieczono żadnych śladów, postanowiono
przeszukać jego piwnicę. Zainteresowanie wzbudziła sterta żelaza
zalegająca pod jedną ze ścian korytarza łączącego poszczególne boksy. Po
jej usunięciu ujawniono kolejne zwłoki, zakopane w ziemi. Ciało było w
stanie zaawansowanego rozkładu, jednak zachowane resztki odzieży i
pewien szczegół anatomiczny pozwoliły na jego identyfikację. Były to
szczątki zaginionego dwa miesiące wcześniej Wojciecha Myszki. Biegli
ustalili, że mężczyzna poniósł śmierć wskutek uderzenia zadanego tępym
narzędziem w prawą skroń oraz że sprawca jest osobą leworęczną.
Trzy
zabójstwa dokonane w krótkich odstępach czasu w celach rabunkowych,
przy użyciu tej samej metody, to nie mógł być przypadek, milicja
założyła, że dopuścił się ich ten sam sprawca. Postanowiono bliżej
przyjrzeć się mieszkańcom kamienicy w której znaleziono zwłoki dwóch
ostatnich ofiar. Szczególną uwagę zwrócono na Bogusława Polewnika, syna
dozorczyni. Był to typowy "niebieski ptak", wielokrotnie zatrzymywany,
notorycznie unikający pracy. Szybko ustalono, że Bogusław Polewnik
został kiedyś dotkliwie pobity przez Jana Siatka i z tego powodu
poprzysiągł sąsiadowi zemstę. Piwnica jego matki przylegała do miejsca w
którym znajdował się grób Wojciecha Myszki. Milicjanci ustalili
również, że Bogusław Polewnik znał rodzinę pierwszej ofiary, słyszał
pogłoski o jej rzekomym bogactwie, a na dzień przed pogrzebem Bronisławy
Prochal był w jej mieszkaniu i zaglądał do kredensu w którym znaleziono
później klucze zamordowanej kobiety. Prowadzący śledztwo zdawali sobie
sprawę, że są to tylko luźne poszlaki. Jako osoba praworęczna Polewnik
nie mógł być zabójcą Wojciecha Myszki. Wkrótce zainteresowano się jego
bliskim, młodszym o kilka lat przyjacielem. Tadeusz Wiktorek był
mańkutem, przez pewien czas pracował w tej samej bazie transportowej w
której jako kierowcę zatrudniano Wojciecha Myszkę i to właśnie z nim
utrzymywał najbliższe kontakty.
Poszlaki wskazujące na obu
mężczyzn jako sprawców zbrodni zaczęły się konkretyzować. Liczni
mieszkańcy ul. Grodzkiej i Senackiej przypomnieli sobie, że Tadeusz
Wiktorek w listopadzie 1959r nosił starą podniszczoną raportówkę oraz że
w tym samym czasie na zmianę z Bogumiłem Polewnikiem paradowali w
płaszczu, który mógł stanowić własność Jana Siatka. Mężczyźni zostali
aresztowani, jednak podczas kilkakrotnych przesłuchań żaden z nich nie
przyznał się do udziału w morderstwach. Tymczasem milicja nie
próżnowała, udało się odzyskać większość przedmiotów zrabowanych ofiarom
w tym złotą "Doxę", które kilkakrotnie sprzedawane, przechodziły z rąk
do rąk. Ślady każdorazowo prowadziły do Tadeusza Wiktorka bądź jego
przyjaciela. Nieoczekiwanie po ponad rocznym pobycie w areszcie Bogumił
Polewnik przyznał się do współudziału w zabójstwie Jana Siatka. Przy
okazji wyjaśniła się zagadka asa trefl znalezionego w mieszkaniu denata.
Była to karta jaką wylosował Jan Siatka kiedy Tadeusz Wiktorek,
uchodzący za utalentowanego wróżbitę, stawiał mu kabałę.
W lutym
1962r sprawa trafiła na krakowską wokandę, rozpoczął się najdłuższy w
powojennej Polsce proces poszlakowy. Po czterech i pół miesiąca zapadł
wyrok. Tadeusz Wiktorek został skazany na karę dożywotniego pozbawienia
wolności, a drugi z oskarżonych Bogumił Polewnik na karę śmierci, którą
po apelacji Sąd Najwyższy zamienił na dożywocie.
Sprawa opisana w
"Asie trefl" oparta jest na wydarzeniach autentycznych. To jedno z
ciekawszych śledztw jakie prowadzono w grodzie Kraka w ówczesnym
okresie, nie tylko ze względu na podtekst kabalistyczny, wyeksponowany
najprawdopodobniej przez autora w celu uatrakcyjnienia fabuły, ale
również, a może przede wszystkim dlatego, iż polska kryminalistyka
bardzo rzadko odnotowywała przypadki duetu seryjnych zabójców. Historii
"Złotej Doxy" poświęcony jest również jeden z rozdziałów książki "Trzy
wyroki" autorstwa Andrzeja Snopkowskiego do której recenzję napisał pan
Paweł Duński, która z tych wersji jest ciekawsza niech sami ocenią
czytelnicy. Narrator opowiadania "As trefl", podpułkownik Krzyżewski,
doskonale znany wszystkim miłośnikom twórczości Edigeya, tym razem nie
występuje jako pierwszoplanowa postać prowadzącego śledztwo. Przy okazji
autor podaje kilka dodatkowych informacji na temat jego kariery
zawodowej, jednak w opisanym przypadku logika czasowo-przestrzenna
pisarza nieco zawodzi. Jak zapewne czytelnicy pamiętają w opowiadaniu
Edigeya "Szkielet bez palców" (Ewa wzywa 07 zeszyt nr 3) Krzyżewski
przedstawiony jest jako oficer KWMO we Wrocławiu o warszawskich
korzeniach. W "Asie trefl" jako jego pierwsze miejsce pracy, po
ukończeniu szkoły oficerskiej w 1954r wymieniony jest komisariat
kolejowy MO w Krakowie. Ze sprawą "Złotej Doxy" Krzyżewski styka się w
maju 1959r kiedy zostaje zgłoszone zaginięcie Jana Siatka, podczas gdy w
innym opowiadaniu "Diabeł przychodzi nocą" (Ewa wzywa 07 zeszyt nr 72)
dzielny oficer w tym samym czasie prowadzi śledztwo dotyczące
wrocławskiego wampira. Być może chodzi o dwie różne osoby noszące to
samo nazwisko, ale to już słodka tajemnica autora. W "Asie trefl"
pojawia się również na moment stary znajomy, mecenas Mieczysław
Ruszyński (dla przyjaciół Miecio), któremu wyznaczona jest jednak tylko
rola biernego słuchacza. Formuła opowiadania nie jest utrzymana w
konwencji pojedynku pomiędzy przestępcami z jednej strony, a
błyskotliwym stróżem prawa z drugiej strony. Sukces w schwytaniu
morderców to zbiorowy wysiłek wielu ludzi czyli normalna solidna,
milicyjna robota.