SPIS TREŚCI ROZDZIAŁ 1 Wyjazd z Austrii ........................................................................................... 6 ROZDZIAŁ 2 Praca nad ciałem ........................................................................................ 21 ROZDZIAŁ 3 Wyznania czołgisty ................................................................................... 34 ROZDZIAŁ 4 Mister Universe ......................................................................................... 42 ROZDZIAŁ 5 Pozdrowienia z Los Angeles ..................................................................... 70 ROZDZIAŁ 6 Leniwe dranie ............................................................................................ 87 ROZDZIAŁ 7 Specjaliści od marmuru i kamienia ......................................................... 103 ROZDZIAŁ 8 Poznawanie Ameryki .............................................................................. 154 ROZDZIAŁ 9 Największy pokaz mięśni w dziejach ...................................................... 172 ROZDZIAŁ 10 Niedosyt ................................................................................................ 192 ROZDZIAŁ 11 Kulturyści .............................................................................................. 214 ROZDZIAŁ 12 Dziewczyna marzeń .............................................................................. 236 ROZDZIAŁ 13 Maria i ja ............................................................................................... 252 ROZDZIAŁ 14 Co cię nie zabije, to cię wzmocni .......................................................... 308 ROZDZIAŁ 15 Zostać Amerykaninem .......................................................................... 326 ROZDZIAŁ 16 Terminator ............................................................................................. 338 ROZDZIAŁ 17 Małżeństwo i filmy ................................................................................ 361 ROZDZIAŁ 18 Czas komedii ......................................................................................... 388 ROZDZIAŁ 19 Prawdziwe życie Terminatora ............................................................... 446 ROZDZIAŁ 20 Bohater ostatniej akcji ........................................................................... 471 ROZDZIAŁ 21 Choroba serca ........................................................................................ 485 ROZDZIAŁ 22 Przykładny mąż i ojciec ........................................................................ 506 ROZDZIAŁ 23 Polityczna propozycja ........................................................................... 518 ROZDZIAŁ 24 Jak to się robi w Kalifornii .................................................................... 578 ROZDZIAŁ 25 Gubernatorterminator ............................................................................ 600 ROZDZIAŁ 26 Powrót .................................................................................................... 619 ROZDZIAŁ 27 Na co komu Waszyngton? ..................................................................... 634 ROZDZIAŁ 28 Prawdziwe życie gubernatoraterminatora ............................................. 644 ROZDZIAŁ 29 Sekret ...................................................................................................... 669 ROZDZIAŁ 30 Zasady Arnolda ..................................................................................... 679 PODZIĘKOWANIA I ŹRÓDŁA ..................................................................................... 696 Mojej rodzinie Ameryka była tak potężna, jak to sobie wyobrażałem, dorastając na prowincji w Austrii. Nie musiałem więc udawać radości i podniecenia, gdy w 1969 roku grałem Herkulesa zwiedzającego Times Square w moim pierwszym filmie, Herkules w Nowym Jorku.Za zgodą Lionsgate ROZDZIAŁ 1 Wyjazd z Austrii Urodziłem się w czasach głodu. W roku 1947 Austria była pod okupacją wojsk alianckich, które pokonały hitlerowską Trzecią Rzeszę. W maju, dwa miesiące przed moim przyjściem na świat, w Wiedniu z powodu braku żywności wybuchały zamieszki. W Styrii, kraju związkowym w południowowschodniej części Austrii, gdzie mieszkaliśmy, też panował głód. Po latach, gdy matka chciała mi przypomnieć, ile razem z ojcem zrobili, żebym wyszedł na ludzi, opowiadała, jak szukała jedzenia na wsi, chodziła od jednego gospodarstwa do drugiego, żeby zdobyć trochę masła, cukru czy mąki. Czasami nie było jej w domu przez trzy dni. Mówią na to Hamstern – chomikowanie. Wtedy żebranie o jedzenie było na porządku dziennym. Nasza wieś, bardzo typowa, nazywała się Thal. Mieszkało w niej kilkaset rodzin, domy i gospodarstwa skupiały się w osady połączone ścieżkami i polnymi drogami. Główna droga gruntowa biegła przez kilka kilometrów po niskich alpejskich wzgórzach wśród pól i lasów. Wojska brytyjskie, które nadzorowały nasz rejon, widywaliśmy rzadko – tylko od czasu do czasu przejeżdżała ciężarówka z żołnierzami. Jednak wschodnią część kraju okupowali Rosjanie i ich obecność była odczuwalna. Zaczęła się zimna wojna i wszyscy żyliśmy w strachu, że zaraz wjadą rosyjskie czołgi i zostaniemy przyłączeni do radzieckiego imperium. Księża w kościołach straszyli wiernych przerażającymi opowieściami o Rosjanach strzelających do niemowląt w ramionach matek. Nasz dom stał na szczycie wzgórza przy drodze i gdy dorastałem, rzadko zdarzało mi się widywać więcej niż dwa samochody dziennie. Naprzeciwko wznosił się zrujnowany zamek, pochodzący z czasów feudalnych, od naszych drzwi dzieliło go około stu metrów. Na następnym wzniesieniu stał ratusz z biurem burmistrza, kościół katolicki, do którego matka co niedzielę prowadziła nas na mszę, miejscowy Gasthaus, czyli gospoda będąca sercem wsi, i szkoła podstawowa – chodziłem do niej ze starszym ode mnie o rok bratem Meinhardem. W najwcześniejszych wspomnieniach widzę matkę robiącą pranie i ojca przerzucającego łopatą węgiel. Miałem wtedy nie więcej niż trzy lata, ale jego obraz wyrył się w mojej pamięci bardzo mocno. Był wysokim, potężnym mężczyzną i wiele rzeczy robił sam, bez niczyjej pomocy. Każdej jesieni dostawaliśmy przydział węgla, który zrzucano z przyczepy ciężarówki przed domem, i wtedy ojciec zatrudniał Meinharda i mnie do pomocy przy przenoszeniu go do piwnicy. Zawsze robiliśmy to z dumą. Zarówno ojciec, jak i matka pochodzili z klasy pracującej, z robotniczych rodzin zatrudnionych przy produkcji stali, mieszkających na północy. Poznali się pod koniec wojny w mieście Mürzzuschlag, gdzie matka, Aurelia Jadrny, pracowała jako urzędniczka w punkcie dystrybucji racji żywnościowych podlegającym ratuszowi. Była po dwudziestce i zdążyła już owdowieć – jej mąż został zabity osiem miesięcy po ślubie. Gdy któregoś ranka siedziała za biurkiem, zauważyła mojego ojca przechodzącego ulicą – starszego od niej mężczyznę, pod czterdziestkę, ale wysokiego i przystojnego. Był w mundurze policjanta. Miała słabość do facetów w mundurach, więc codziennie na niego czekała. Wiedziała, kiedy miał służbę, i zawsze wtedy tkwiła za biurkiem. Rozmawiali przez otwarte okno, a ona dawała mu do jedzenia to, co miała pod ręką. Nazywał się Gustav Schwarzenegger. Ślub wzięli pod koniec 1945 roku. On miał trzydzieści osiem lat, ona dwadzieścia trzy. Ojciec dostał przydział w Thal, gdzie stanął na czele czteroosobowego posterunku, odpowiedzialnego za utrzymanie porządku we wsi i okolicach. Z żołdu, który dostawał, ledwo dało się wyżyć, ale w ramach przydziału otrzymał mieszkanie: Forsthaus, starą leśniczówkę. Forstmeister, leśniczy, mieszkał na parterze, a Inspektor z rodziną – na piętrze. Dom, w którym spędziłem dzieciństwo, był zwykłym budynkiem z kamienia i cegieł, o harmonijnych proporcjach, grubych murach i małych oknach chroniących przed alpejskimi zimami. Mieliśmy dwie sypialnie z piecami na węgiel oraz kuchnię, w której jedliśmy, odrabialiśmy lekcje, myliśmy się i bawiliśmy. Źródłem ciepła w tym pomieszczeniu była kuchenka. Nie było kanalizacji, nie mieliśmy prysznica ani klozetu, tylko coś w rodzaju nocnika. Najbliższa studnia znajdowała się w odległości około półtora kilometra i któreś z nas musiało do niej chodzić, nawet gdy padał deszcz czy śnieg. Staraliśmy się więc zużywać jak najmniej wody. Grzaliśmy ją, wlewaliśmy do miednicy i myliśmy się gąbką albo szmatką – matka pierwsza, w czystej wodzie, potem ojciec i wreszcie my – Meinhard i ja. Nie przeszkadzało nam, że woda jest trochę brudna, jeśli pozwalało to uniknąć kursu do studni. Mieliśmy tylko niezbędne meble i kilka lamp elektrycznych. Ojciec lubił obrazy i antyki, ale gdy dorastaliśmy, były to luksusy, na które nie mógł sobie pozwolić. Matka grała na cytrze, śpiewała nam piosenki i kołysanki, lecz to ojciec był prawdziwym muzykiem. Umiał grać na różnych instrumentach dętych: na trąbce, skrzydłówce, saksofonie, klarnecie. Pisał także muzykę i dyrygował lokalną orkiestrą żandarmerii – jeśli gdzieś w kraju zmarł jakiś oficer policji, orkiestra grała na jego pogrzebie. Latem w niedziele często chodziliśmy na koncerty do parku, podczas których ojciec dyrygował, a czasami i grał. Większość krewnych z jego strony miała zdolności muzyczne, ale my z Meinhardem ich nie odziedziczyliśmy. Nie potrafię powiedzieć, dlaczego mieliśmy koty, a nie psy – może dlatego, że matka je uwielbiała i ich utrzymanie nic nie kosztowało, bo same zdobywały sobie pożywienie. Zawsze było u nas mnóstwo kotów, które wychodziły z domu i do niego wchodziły, leżały zwinięte w kłębek tu i tam, przynosiły na wpół martwe myszy z poddasza, żeby pokazać, jacy to z nich wspaniali łowcy. Każdy z nas miał własnego kota, z którym spał – taki był u nas zwyczaj. W pewnym momencie w domu było siedem kotów. Uwielbialiśmy je, ale w tamtych czasach nie chodziło się ze zwierzętami do weterynarza. Gdy jeden z kotów zaczynał niedomagać, bo był chory albo stary, czekaliśmy, aż usłyszymy strzał z pistoletu ojca, dochodzący z tylnego podwórka. Wtedy matka, Meinhard i ja kopaliśmy dół i usypywaliśmy nagrobek z małym krzyżem. Matka miała czarnego kota o imieniu Mooki i twierdziła, że jest niezwykły, choć żadne z nas nie wiedziało dlaczego. Pewnego dnia, gdy miałem z dziesięć lat, kłóciłem się z matką, bo nie chciałem odrobić pracy domowej. Na kanapie leżał Mooki, jak zwykle zwinięty w kłębek. Musiałem być naprawdę niegrzeczny, bo matka podeszła szybko, żeby dać mi w twarz. Zobaczyłem, na co się zanosi, i próbowałem się zasłonić, ale zamiast tego uderzyłem ją wierzchem dłoni. Mooki natychmiast zsunął się z kanapy, wskoczył między nas i zaczął drapać mnie po twarzy. Ściągnąłem go z siebie i wrzasnąłem: – Ojej! Co to ma być?! Spojrzeliśmy z matką na siebie i oboje wybuchnęliśmy śmiechem, choć po policzku ciekła mi krew. Wreszcie matka miała dowód, że Mooki to niezwykły kot. Po zawierusze wojennej moi rodzice najbardziej pragnęli spokoju i bezpieczeństwa. Matka, wysoka kobieta o szerokich ramionach, silna i zaradna, była tradycyjną Hausfrau, utrzymującą w domu nieskazitelny porządek i czystość. Zwijała dywany i na kolanach szorowała szczotką i mydłem drewnianą podłogę, a potem wycierała ją do sucha szmatami. Maniacko dbała o to, żeby nasze ubrania wisiały porządnie na wieszakach, a pościel i ręczniki były starannie złożone, z kantami ostrymi jak brzytwa. Na tyłach domu uprawiała buraki, ziemniaki i jagody, żebyśmy mieli co jeść, a jesienią robiła przetwory i kisiła kapustę na zimę. Trzymała to wszystko w słojach z grubego szkła. Gdy ojciec o dwunastej trzydzieści wracał do domu z posterunku, mama czekała z obiadem, a potem, kiedy wracał punkt osiemnasta – z kolacją. Zajmowała się też finansami. Ponieważ wcześniej pracowała w urzędzie, była doskonale zorganizowana, dobrze pisała i liczyła. Co miesiąc, gdy ojciec przynosił wypłatę, zostawiała mu pięćset szylingów na drobne wydatki, a resztę przeznaczała na życie. Prowadziła całą rodzinną korespondencję i opłacała co miesiąc rachunki. Raz do roku, zawsze w grudniu, zabierała nas na zakupy. Jechaliśmy autobusem do domu towarowego Kastner und Ohler tuż za następnym wzniesieniem, w Grazu. Stary budynek miał tylko dwa albo trzy piętra, ale dla nas był wielki jak Mall of America. Były tam schody ruchome i winda ze szkła i metalu, więc gdy wjeżdżaliśmy na górę, widzieliśmy wszystko. Mama kupowała nam tylko niezbędne rzeczy, ubrania, koszule, bieliznę, skarpetki i tym podobne, które następnego dnia dostarczano nam do domu, zapakowane w brązowy papier. Nowością były wówczas zakupy na raty i matka z przyjemnością z nich korzystała, płacąc co miesiąc ułamek należności, aż uregulowała ją do końca. Ten rodzaj zachęty do kupowania w przypadku takich osób jak moja mama stanowił dobry sposób stymulowania rozwoju gospodarki. Matka radziła sobie także z problemami zdrowotnymi, mimo że ojciec potrafił udzielić pierwszej pomocy. Brat i ja przeszliśmy chyba wszystkie możliwe choroby dziecięce, od świnki przez szkarlatynę po odrę, więc mama miała doświadczenie. Nic nie mogło jej powstrzymać: którejś zimowej nocy, gdy byliśmy jeszcze bardzo mali, Meinhard dostał zapalenia płuc, a nie można było wezwać lekarza ani karetki pogotowia. Mama zostawiła mnie więc w domu z ojcem, a sama wzięła zawiniętego Meinharda na plecy i pokonała ponad trzy kilometry w śniegu, żeby zanieść go do szpitala w Grazu. Ojciec miał bardziej skomplikowaną osobowość. Potrafił być wspaniałomyślny i czuły, szczególnie wobec matki. Bardzo się kochali. Widać to było po sposobie, w jaki podawała mu kawę, a on ofiarowywał jej drobne upominki, przytulał ją i klepał po pupie. Nas także kochali, zawsze zabierali mnie i Meinharda do swojego łóżka i tulili, szczególnie gdy baliśmy się burzy. Jednak raz na tydzień, zwykle w piątkowy wieczór, ojciec wracał do domu pijany. Nie było go do drugiej, trzeciej albo czwartej w nocy, ponieważ pił z miejscowymi, zawsze przy tym samym stole w gospodzie, często nawet z księdzem, dyrektorem szkoły czy burmistrzem. Budził nas w nocy, bo walił wściekle do drzwi i krzyczał na matkę. Gniew szybko mijał i nazajutrz ojciec był do rany przyłóż, zabierał nas na obiad albo dawał prezenty na zgodę. Ale gdy my nabroiliśmy, spuszczał nam lanie. Wszystko to wydawało nam się zupełnie normalne: każdy ojciec wymierzał dzieciom kary fizyczne i przychodził do domu pijany. Gospodarz, który mieszkał niedaleko nas, targał syna za uszy i gonił go z cienką, giętką rózgą namoczoną wcześniej w wodzie, aby razy bardziej bolały. Picie alkoholu było elementem braterstwa. Czasami mężczyźni zapraszali nawet żony i dzieci, żeby przyłączyły się do nich w gospodzie. Dzieciaki zawsze czuły się uhonorowane, gdy mogły usiąść z dorosłymi i dostać deser. Pozwalano nam też pójść do sąsiedniej izby, napić się cocacoli i pograć w gry planszowe, pooglądać czasopisma albo telewizję. Siedzieliśmy tam do północy i myśleliśmy sobie: O rany, to jest dopiero życie! Po latach zrozumiałem, że pod tą Gemütlichkeit kryły się gorycz i strach. Dorastaliśmy wśród mężczyzn, którzy czuli się nieudacznikami. Ich pokolenie doprowadziło do drugiej wojny światowej i ją przegrało. Ojciec odszedł z żandarmerii i wstąpił do policji w armii niemieckiej. Służył w Belgii i we Francji, a także w Afryce Północnej, gdzie złapał malarię. W 1942 roku w Leningradzie, w najbardziej krwawej bitwie tej wojny, o mało nie został wzięty do niewoli. Budynek, w którym przebywał, został wysadzony przez Rosjan. Ojciec przez trzy dni leżał uwięziony pod gruzami. Miał przetrącony kręgosłup i odłamki szrapnela w obu nogach. Spędził wiele miesięcy w szpitalu, zanim doszedł do siebie na tyle, aby wrócić do Austrii i wstąpić do policji cywilnej. A kto wie, jak długo leczył rany psychiczne, biorąc pod uwagę to wszystko, czego był świadkiem. Słyszałem, jak mężczyźni mówili o tym, gdy się upijali, i mogę sobie wyobrazić, jak bolesne były dla nich te wspomnienia. Zostali pokonani i bali się, że pewnego dnia wkroczą Rosjanie i zabiorą ich, by odbudowywali Moskwę czy Stalingrad. Byli przepełnieni gniewem. Próbowali tłumić wściekłość i uczucie poniżenia, ale nie mogli wyzbyć się rozczarowania. Zastanówcie się: obiecuje wam się, że będziecie obywatelami nowego potężnego imperium, że każda rodzina będzie miała wszelkie najnowsze wygody. A zamiast tego wracacie do zrujnowanego kraju, gdzie prawie nie ma pieniędzy, brakuje jedzenia, gdzie wszystko trzeba odbudować. Są tam wojska okupacyjne, więc nie jest się panem na własnej ziemi. A co najgorsze, trudno poradzić sobie z tym, co się przeżyło. Jak można odreagować tę niewiarygodną
Description: