ebook img

Zastrzelony jadłospis, czyli trochę mitologii polskiej PDF

55 Pages·2004·3.551 MB·Polish
Save to my drive
Quick download
Download
Most books are stored in the elastic cloud where traffic is expensive. For this reason, we have a limit on daily download.

Preview Zastrzelony jadłospis, czyli trochę mitologii polskiej

__________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________■_________________________________________________•_________________________________________________._______________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ Anna Bojarska 1M ® fl ff s a S@f J[? ZASWEŁm J1MSSPWB j ; < gag I I Kraków 2004 la Długo mieszkałam za granicą, ale wszystkie te teksty powstały w Polsce. Czemu takie, a nie inne? Bo sama jestem taka, a nie inna. Dodałam małe wstawki: kiedy i w jakich okoliczno­ ściach co powstało. Bo to nie jest książka historyczna. To raczej takie STRZĘPY MELDUNKÓW o sentymentach społecznych w małym, nieważnym, nieszczęśliwym kra­ ju, który jest moim krajem. Gdzie od niepamiętnych cza­ sów było ciężko, i pewnie jeszcze przez niepamiętne cza­ sy będzie ciężko. Który ma swoje mity jak każdy kraj. I długie czasy apatii („nic się na to nie poradzi"), i nagłe wybuchy emocji „prawie bez powodu", i w ogóle - jak u Thiersa: „Jedna kropla krwi, przelana dwa lata później, może ważyć więcej niż ocean krwi, przelany dwa lata wcześniej". Czy na odwrót. Nie pamiętam. Więc to takie moje strzępy meldunków. O pewnych mitach w pewnych czasach. Mitach polskich. DWAJ PANOWIE N. (WOKÓŁ NIEWIADOMSKIEGO) Mit Spartaczył swoją śmierć. Stojąc przed plutonem egze­ kucyjnym, zabójca pierwszego prezydenta Rzeczypospoli­ tej zamiast hasła próbował wykrzyczeć referat. Nie zawo­ łał - co tak pięknie zapisałoby się w legendzie - „Umieram za Polskę!” Niestety. Jego ostatnie, przedśmiertne zdanie brzmiało: „Umieram za Polskę, którą gubi Piłsudski!” Cóż, domeną zabójcy było malarstwo, kształt, barwa, światło - nie słowo. Autor czy pisarz zrozumieliby, że ostat­ nim i ostatecznym zdaniem nie powinno być zdanie złożo­ ne, polityk nie sprowadzałby swego czynu - przez wymie­ nianie nazwiska przeciwnika - do drobnej rozgrywki par­ tyjnej. Umierać, wołając „Piłsudski”, cóż to za absurd dla narodowca! Tych absurdów było w sprawie Niewiadom­ skiego więcej. Tak wiele, że jednej stronie łatwo przyszło zlekceważenie tego, co się stało, a drugiej nie wyszło mon­ towanie legendy. Malarz-wariat zastrzelił prezydenta i tyle. Dziwaczna sytuacja, i po prawdzie nadal wszyscy są wobec niej bezradni. A przecież jest to najważniejszy bodaj fakt z porozbio- rowej historii Polski. Echo trzech strzałów rewolwerowych, oddanych 16 grudnia 1922 roku w warszawskiej Zachęcie, rozbrzmiewa do dziś. Fakty są powszechnie znane i wydają się jednoznaczne. Po 123 latach pod trzema zaborami Polska odzyskała 7 niepodległość. W pierwszym burzliwym okresie najwyż­ tydzień nienawiści. Polska doznała szoku. Prawica dozna­ szą władzę sprawował Naczelnik Państwa, Jozef Piłsuds ' i. ła szoku. Zawołano: „Ciszej nad tą trumną!” Porozumienie Tymczasem uchwalono konstytucję, wybrano parlament, narodowe zakwitło tysiącem kwiatów. Pogrzeb prezydenta parlament wybrał prezydenta, prezydent został zaprzysię­ był potężną manifestacją wstrząśniętego do głębi społeczeń­ żony - i tego samego dnia zamordowany. Zabójca działał stwa. Pół miliona ludzi w kondukcie żałobnym! Łzy jaw­ na własną rękę, nie było spisku. A jednocześnie za zabójcą nie płynące po wzruszonych twarzach! Spod rubasznego stały potężne siły. Zamach poprzedziła szaleńcza kampa- czerepu wyłoniła się znów anielska dusza Polski! To praw­ nia nienawiści, prowadzona przez stronnictwa prawicowe, da, po wyborze następnego prezydenta (jeszcze raz z udzia­ które głosowały na innego kandydata. Zarzucano zwycięz­ łem „głosów mniejszości”!) rozległ się okrzyk któregoś cy, że przyjął wybór, o którym zdecydowały - Języczek z posłów, skierowany ku ławom prawicy: „Kiedy go zabi- u wagi” - głosy bloku mniejszości narodowych. (Napraw­ jecie?!” - ale był to tylko wyraz rozgoryczenia i bólu, dę rolę, języczka u wagi” odegrali posłowie z „Piasta , któ­ oczyszczone zostały serca i umysły, ludzie są z gruntu do­ rzy w ostatniej, piątej turze głosowania, gdy zostało tylko brzy i demokrację kochają nad życie, a Niewiadomski był dwóch kandydatów, nie posłuchali Witosa, zarządzającego człowiekiem niepoczytalnym. Wszędzie może się zdarzyć poparcie dla „obszarnika”, Augusta Zamoyskiego - ale nikt wybryk szaleńca. Cały kraj podał sobie ręce i z godnością nie próbował wzbogacić kampanii nutą antychłopską.) Gdyby usunąć z Sejmu posłów mniejszościowych, Gabriel odtańczył nad trumną Narutowicza Poloneza Kościuszkow­ Narutowicz miałby o 22 głosy mniej od kandydata prawi­ skiego. Jak można w to wątpić? cy. Wokół tej różnicy 22 „rdzennie polskich głosów” roz­ Rzeczywiście, aż trudno wątpić. Stereotyp „zbawień- • szalała się burza. Doszło do zamieszek ulicznych, bicia nego wstrząsu” powtarza się w podręcznikach i opracowa­ posłów, demonstracji „za” i „przeciw”, padły ofiary śmier­ niach historycznych - przedwojennych i powojennych, tu­ telne, powóz jadąccgo przez miasto elekta obrzucano gru­ tejszych i emigracyjnych. Wychowana na tej historii dla dami brudnego śniegu, w gazetach marzono o „grudce śnie­ matołków, aż drżałam ze zgrozy, próbując kiedyś czytać gu, która zamieni się w lawinę”, o usunięciu człowieka sławny wiersz Tuwima („Krzyż mieliście na piersi, a brau- - „zawady”, człowieka - „zapory”, po czym wielki pożar ning w kieszeni, Z Bogiem byli w sojuszu, a z mordercą mógłby wreszcie oświetlić „zmierzch Piłsudskiego i świt w pakcie”) oczami ludzi z tamtych czasów. Jakże musieli nowej Polski”. Słynny przejazd ulicami Warszawy był prze­ płonąć ze wstydu, jak ich to musiało poruszyć! Czemu nie jazdem przez szpaler śmierci. Ktoś uderzył pierwszego pre­ miałabym w to wierzyć? Toż w zasięgu ręki miałam kogoś, zydenta Rzeczypospolitej kijem w głowę, kto inny uniósł kto właśnie płonął ze wstydu, spoliczkowany słowami: „Nie nad jego twarzą rękę z kastetem - i nagle się zawahał... Tak odwracajcie oczu! Stać i patrzeć, zbiry!” Ktoś z mojej naj­ nadszedł pierwszy dzień prezydentury Narutowicza. Po bliższej rodziny - nastolatka 1922 roku - w ciągu Tygo­ owocnych ponoć rozmowach z kardynałem Kakowskim dnia Nienawiści był od świtu do nocy na nogach, biegała przyjechał w południe na otwarcie wystawy obrazów dziewczynka z manifestacji na manifestację, wykrzykiwa­ w Zachęcie. Tam łysy malarz i historyk sztuki, Eligiusz Nie­ ła hasła przed prezydencką karetą, rzucała czym się dało wiadomski, strzelił mu trzykrotnie w plecy Co dalej? i bawiła się jak król - aż do tych trzech strzałów w Zachę­ Ach, dalej były kolejne „fakty”, nie mniej jednoznacz- cie. A polem wstyd i ból do końca życia. „Ja też zabiłam ne i jakże Joei, Prezydenta”. Boże drogi, kto by pomyślał „że coś takiego .jgicznc! Strzały Niewiadomskiego zamknęły z tego wyniknie! Toż każdy, kto ma w żyłach krew, nie 8 9 - i tylko tak - patrzył na swą ofiarę. Wielka tradycja niena­ lubi żeby się coś działo”. Ot, nakrzyczeć się, pośpiewać, dać”wyraz: człowiek nie jest ogórkiem zęby wiści, zakłamywana w jakimś histerycznym lęku mitami Jedności, Zgody i Pojednania. Ktoś z moich znajomych kisnąć w beczce, człowiek musi mieć swój Hyde Paik niegdyś nieboszczyków wspominał, jak to w 1935 wycho­ i swoje święto. A polem w jego imieniu strzelają komuś wawczyni w zakonnym przedszkolu obwieściła czterolatkom w plecy. To nie fair; tak być nie powinno! w ekstazie: „Dzieci, spotkała nas dzisiaj wielka radość: umarł Niejedno w końcu potwierdziło tę optymistyczną weisję. Piłsudski!” Hasło „Ciszej nad tą trumną”? Nawet ten, który I żywi świadkowie, i poważni uczeni, i literatura. W po­ je rzucił, nigdy nie mógł sobie tego wyrosłego z chwilowej wieści Gojawiczyńskiej - realistki przecież pierwszej wody emocji, źle ponoć zrozumianego głupstwa darować. Zresztą, - zamożny aptekarz, wzorcowy obiekt manipulacji, jesz­ co ma trumna do rzeczy. Jest walka, jest nienawiść, a w poli­ cze rankiem w dniu pogrzebu Narutowicza powtarza: „Ina­ tyce - jak stwierdził wielki dyktator - nie ma, nie było czej nie mogło się to skończyć! (...) Wybrano go wbrew i nigdy nie będzie sentymentów. Bardzo dobrze, że strzela­ woli narodu, znieważono naród, ponieważ wybrali go Ży­ no wrogowi w plecy; potępiać to mogą tylko dzieci wycho­ dzi, komuniści i socjaliści!” A już w południe, zderzony wane na westernach. Ale w 1922 takich dzieci nie było... z patosem wielkiej manifestacji żałobnej, głosi co innego: Nad wierszem Tuwima czerwienieli ze wstydu ludzie „Żle się stało. To był czyn niepoczytalnego człowieka, nikt przypadkowi i nieważni: wieczny nawóz historii. Ludzie temu nie jest winien”. Klasyczne. nie przypadkowi czytali ten wiersz drżąc z furii. Ściągnął Ale już o wiele mniej znana książka Szemplińskiej-So- on na Tuwima dozgonną, potężną nienawiść - tysięcy? bolewskiej, „Narodziny” przekazuje inny obraz. „wZamor- Dziesiątków tysięcy? Kontrargumentacja była łatwa i za­ dowany« - mówili ludzie o smutnych, przerażonych twa­ raz pojawiła się w gazetach: oto Żyd ośmiela się kopać po rzach. Inni krzyczeli: - Zgładzono żydowskiego parobka! twarzy „Wandę złotowłosą”! Ale gdyby autorem był kto I Znalazł się bohater! - i promienieli”. Rozgoryczony nihili- inny, jakiś niewątpliwy nie-Żyd - choćby Broniewski - ■ sta komentuje z Schadenfrcunde: „ - Czarna sotnia hula, jak wymagałoby to tylko zmiany pani epitetów, nienawiść nie za najlepszych carskich czasów! Oto, co nam dała niepodle­ byłaby chyba mniejsza. Ktokolwiek ośmielał się widzieć głość!” W szkole uczennice z lepszych domów tańczą z ra­ w zgnieceniu tej larwy, Namtowicza, potworną zbrodnię, dości (wkrótce, po egzekucji zabójcy, będą demonstracyjnie był łajdakiem, zasługującym na los stokroć gorszy niż los nosić kwiaty na jego grób), a nauczyciele „w samym środku deklinacji, Rzymu albo reniferów” wtrącą nagle: „Tak, tak, pierwszego polskiego prezydenta. Cały okres międzywo­ Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy”. jenny wre od namiętności, skoncentrowanych wokół tam­ Przerysowane? Chyba niewiele. Wojciech Kossak, gorą­ tego faktu z 1922 roku; tymczasem historia próbuje nam wmawiać „zbawienny wstrząs”, „przełom”, „pojednanie”: cy zwolennik prawicy, obecny w Zachęcie podczas zama­ chu, wspomina o nim w prywatnym liście jakby chodziło w jakim właściwie celu? o zabicie pluskwy. „Długo nic można było wyjść, wszyst­ kich rewidowali i sprawdzali legitymacje”. Ot, kłopot’ Czy zresztą nie nazywano w gazetach Namtowicza, lej „zapo­ ry i „zawady - „larwą rudobrodego Szatana”? Larwa plu­ skwa, przydusić i nic zastanawiać się, to w ogóle nie czło­ wiek! Niewiadomski podkreślał bez końca, że tak właśnie 10 11 Dwaj panowie N. narzucał się od razu: Narutowicz był człowiekiem „bezwy­ znaniowym, w każdym razie nie praktykującym”. Wśród pogłosek, puszczanych w tłum w ciągu burzliwego tygo­ Niewiadomskiemu było obojętne, do kogo strzelaM dnia przed jego zamordowaniem, była więc nawet i ta, że wiono, że ten, którego wybrał na ofiarę, był człowiekiem kazał usunąć krzyż z sali sejmowej. Zarzut drugi: „mason”, nieskazitelnym, dobrym, mądrym, szlachetnym. Co z teg . trzeci: „Żyd” - absurd oczywisty, ale nie może go uniknąć Nie o niego przecież chodziło. Niewiadomski me strzelał żaden przeciwnik prawicy, więc i Narutowicz był przez kilka do człowieka, tylko do prezydenta. dni „Żydem” (bo też jak ktoś może mieć na imię Gabriel? Narutowiczowi zapewne również byłoby obojętne, k o Niczym ten archanioł?). Wszystko to szybko ucichło. Za­ do niego strzelił. Osoba mordercy nie miała wielkiego zna­ raz po śmierci przestał być i masonem i Żydem, a sprawa czenia. Strzelał wróg o tysiącach twarzy; kto konkretnie jego praktyk religijnych szybko straciła znaczenie. Usunięto wziął do ręki rewolwer, było nieistotne. Funkcja zabijała go ze sceny lekceważącym machnięciem ręki. Ależ nikt nie funkcję, totalitaryzm demokrację, narodowiec liberała, za­ miał nic przeciwko niemu! Może i był wzorem cnót, może machowiec - prezydenta. i był dobrym politykiem, nie o to chodziło. Nie zabijano Ale, oczywiście, indywidualizowano. Gabriel Naruto­ przecież ani człowieka, ani polityka, zabijano abstrakcję. wicz, potomek patriotycznej ziemiańskiej rodziny, uczony, Zabijano tę nieszczęsną różnicę 22 głosów. kierujący katedrą na Politechnice w Zurychu, łączący to Eligiusz Niewiadomski, zabójca, był już postacią bar­ z fachową pracą cenionego inżyniera, znawca stosunków dziej złożoną. Zero, które zdobyło rozgłos dzięki kilku strza­ zachodnio-europejskich (zwłaszcza gospodarczych), łom? Niezupełnie. Jeżeli NI był doskonałym wcieleniem ukształtowany politycznie przez szwajcarską demokrację, liberała, demokraty, „centrysty” i „europejczyka”, to N2 M bezpartyjny i ponadpartyjny „europejczyk”, był w Polsce miał modelowy życiorys faszysty. On także - jak Hitler, H unikatem. Kogoś takiego nie mieliśmy już nigdy mieć u władzy. Do wyzwolonej ojczyzny wrócił w najgorętszych jak Goebbels, jak pomniejsi - był artystą, który nie zdobył N dniach 1920 roku - i to prosto do zagrożonej Warszawy. powodzenia. Absolwent Akademii w Petersburgu, zaczy­ N Działalność polityczną traktował jako najautentyczniejszą nał efektownie: trzy medale, pierwsze obrazy z sukcesem służbę. Pensja polskiego ministra równała się ponoć poło­ wystawiane w Paryżu... I na tym się skończyło. Został wie tego, co płacił swej szwajcarskiej kucharce. Wszedł nauczycielem rysunków. Specjaliści cenili pewien jego pod­ w skład delegacji polskiej na konferencję w Genui. Opra­ ręcznik, reszta się nie liczyła. A on wciąż pracował, upar­ cował plan autonomii dla Małopolski Wschodniej (nieszczę­ cie i pedantycznie. Malował portrety, akty i pejzaże. Nada­ sna kwestia ukraińska!) i gorliwie zabiegał o wprowadze­ wał swym kompozycjom tytuły „Polonia”, „Lech”, „Anioł nie go w życie. Jako prezydent zamierzał utworzyć rząd Śmierci”. Kochał sztukę gorącą i żarliwą miłością - bez ponadpartyjny. Zabito go w momencie, gdy wydawało się, wzajemności. Gdy nadeszła niepodległość, dostał pracę że mu się to uda. w Departamencie Sztuki Ministerstwa Kultury. Nie lubio­ Jego nieskazitelność była jakby specjalnie stworzona po no go tam i on nie lubił nikogo, stosunki z kolegami miał to, by nadać konfliktowi szczególną ostrość. Bo i co można jak najgorsze, stale dochodziło do konfliktów. Uchodził już mu było - osobiście lub politycznie - zarzucić? Zarzuty wtedy za człowieka o nadwerężonych władzach umysłowych. jednak, choćby na użytek maluczkich paść musiały. Jeden Wezwany kiedyś do sądu jako rzeczoznawca (skarga mala­ ■arzuty rza przeciw klientce, odmawiającej przyjęcia zamówionego 12 13 portretu), dal opinię tak chaotyczną, że nikt nie zdołał jej Ostatnie zdanie z urwanej notki o Mieczysławie Jakimowi­ zrozumieć. Wygłaszając w Zachęcie odczyt o Wyspiańskim, czu brzmi: „Są to prześliczne harmonie czarnych i szarych przerwał go nagle słowami: „Zresztą co ja będę państwu plam, spokojnych, uproszczonych i w linii i w tonie”. tłumaczył, i tak nie zrozumiecie”. Pisywał listy niespójne Sam był daleki i od harmonii, i od spokoju, i od prostoty. i zagmatwane - za to czerwonym atramentem, „rzeźbiąc Klasyczny życiorys zamachowca, klasyczny życiorys każdą literę. Twierdził, że ma plany rozwiązania wszelkich faszysty. Artystę o talencie zbyt małym, artystę, któremu konfliktów politycznych i społecznych, domagał się audien­ się nie udało, ma unieśmiertelnić Czyn. Jak Hitlera czy cji u ministrów i premierów, żeby te plany ujawnić... Nagle Goebbelsa. Ot, dobre ostrzeżenie świata przed pomiataniem postanowił zabić Piłsudskiego, twórcę „Judeo-Polski”, cho­ artystami - choć świat nigdy się tym nie przejął. dził z rewolwerem, ćwiczył się w strzelaniu. Odłożył to jed­ nak: chciał skończyć książkę. Gdy książka była prawie go­ towa, wybrano pierwszego prezydenta Rzeczypospolitej. Nie­ wiadomski poszedł na wystawę, którą prezydent odwiedził, Testament Niewiadomskiego stanął za nim, wyjął rewolwer z kieszeni i trzykrotnie strzelił. W więzieniu pisał manifesty z fragmentami bliźniaczo po­ Zabójca tworzył swoją legendę. Nieudolnie. Psychiatra dobnymi do fragmentów „Mein Kampf'. Zaprojektował ze szkoły Kraepelina, Maurycy Urstein, dowodząc w spe­ swój grób - z pomnikiem, z napisem, którym wdzięczna cjalnej broszurce katatonii Niewiadomskiego, miał jedno ojczyzna miała uczcić jego pamięć. Żądał, by piąty pułk trafne określenie: mowa oskarżonego przed sądem przypo­ legionów, w którym służył, oddał mu przed śmiercią hono­ minała „orkiestrę bez kapelmistrza”. Istotnie. Była jednak ry wojskowe. Wreszcie został rozstrzelany - wygłosiwszy ciekawa. przedtem swoje niezgrabne: „Umieram za Polskę, którą gubi Piłsudski!” Co zatem powiedział Niewiadomski przed sądem? Ze „tak naprawdę”, to chciał zabić Piłsudskiego. Ale Książka, dla skończenia której odkładał swój zamach na Naczelnika Państwa, której zresztą nic skończył, jest do­ Piłsudski odrzucił stanowisko prezydenta, więc zabijając bra. Książka ta, „Malarstwo polskie XIX i XX wieku” zo­ go, „zabiłby tylko ciało”(?). Idee, duch, popularność trium­ stała wydana w 1926 r. przez wydawnictwo Arcta w 2700 fowałyby nadal. Wobec tego zabił Narutowicza. Piłsudski? Ależ tak, podziwiał go. Bohater! Do chwili po­ numerowanych egzemplarzach. Moja piłsudczykowska ro- dżina kupiła numer 1733. Jest ciągle u mnie. To tylko in­ wrotu z Magdeburga - cudowny bohater! A potem? Ludzie formator, tak; ale napisany z prawdziwą, aż żałosną miło­ „czekali, czekali hasła, czekali komendy, męskiej i wielkiej, ścią do sztuki i piękna. Pełen nieporadnych często prób która by zjednoczyła naród i poprowadziła go do bohater­ wyrażenia zachwytu wobec cudzego mistrzostwa. Choćby skich wysiłków”. Słowem, oczekiwali dyktatury-a dosta­ wobec Grottgera; „Jak kolorystycznie pojęta jest całość: li demokrację. Czyli anarchię. przecież tu widać barwę białej koszuli, - ciemniejszej skó­ Piłsudski nic chciał być dyktatorem. Zanarchizowany, ry kobiety, jeszcze inne w barwie są ściany izby, spodnie rozgorączkowany, wstrząsany strajkami i demonstracjami mężczyzny i jego sukmana”. Końcowe partie pisane są kraj zamiast kopniaka w pysk miał otrzymać „Sejm o pię­ w najwyższym pośpiechu („Chciałcm koniecznie skończyć ciu przymiotnikach głosowania”. Zatem, „zamiast jednej tą pracę ), stylem niemal telegraficznym, bez czasowników. głowy miało ich rządzić 400, a jakich - o tern 5-przymiot- nikowe wybory wykazały. Najzawilsze sprawy państwowe 14 15 otaddXanXe btyyłyc wz rnęciee f worynbarlia ni yp aSsetujmch sókwła bdyadł łsai”ę. wS epjmoł!o Twoiez dosięgnie najdalszych zakątków ziemi polskiej, zapuka do wszystkich chat i wszystkich serc...” z „analfabetów duchowych”, a „w jednej czwartej czy j e - Rozwinął to w „Kartkach z więzienia”, wydanych już po nej piątej” z ludzi, „którzy stanęli poza granicą polskosc jego śmierci, z dużym zdjęciem w żałobnej ramce i z dwie­ i obywatelstwa”. W Niepodległej postawiono znak rowno- ma datami. Przy drugiej, dacie śmierci, widnieje słowo „po­ ści między słowami „obywatel polski” i „Polak , uczynio­ legł”. no obywatelami przedstawicieli mniejszości narodowych, Rozwinął przede wszystkim temat żydowskiego spisku uczyniono obywatelami „fornali i pastuchów , zrezygno­ i przedstawił plan rozwiązania kwestii żydowskiej. Cieka­ wano z cenzusu wykształcenia, proletariatowi (czyli „naj­ wy: pamiętajmy, że dzieje się to już po puczu Mussoliniego ciemniejszym masom”) dano tyleż praw, co ludziom do­ i tuż przed pierwszym, nieudanym puczem Hitlera. A plan tychczas uprzywilejowanym, pozwolono działać wszelkim prawie dokładnie pokrywa się z planem Hitlera - tym re­ partiom politycznym, słowem - wprowadzono demokra­ alizowanym do „ostatecznego rozwiązania”. Nie liczyć się cję! Z tym Niewiadomski nie mógł się pogodzić, z tym nie z prawem międzynarodowym: przeklęty Traktat Wersalski mogło pogodzić się wielu. W imieniu tych wielu oddał swoje trzy strzały. „to tylko papier”. Pozbawić praw obywatelskich, odgro­ dzić „murem chińskim” od reszty społeczeństwa, obciążyć ■ Narutowicz zginął zatem jako symbol demokracji. Zginął, podatkiem ryczałtowym, w wysokości połowy pozostałych bo przyjął wybór, dokonany przez większość - nie bacząc, co dochodów państwa, stosować „wielokrotne zwiększenie to za większość. Większość - to „wrogowie Państwa Pol­ skiego”. I taką właśnie demokrację, taką anarchię wprowa­ kar” za przestępstwa i wykroczenia: to „na razie”, potem dza się w Polsce po promiennym przewrocie Mussoliniego, się zobaczy. Przy czym wyodrębniając społeczność żydow­ który powinien był stać się wzorem i przykładem! Kraj ską nie kierować się wyznaniem, językiem, kulturą, czy sa- mookreślenicm.. {Kto jest Żydem, a kto nie, JA decyduję opanował duch socjalistyczny. A czym jest dla socjalistów Ojczyzna? „Ojczyzna to my wszyscy”. Tfu! - powie kiedyś Goering.) Ol, duch późniejszych ustaw no­ Toż przecież - przypominał Niewiadomski, i najważniej­ rymberskich. Dlaczego należy to zrobić, nawet tłumaczyć szy to rys jego obrony - tragedia dziejowa Polski wynikła nie warto: jasne przecież, że trzeba walczyć ze Złem Abso­ z powodu słabych rządów. „Wykazały to wielkie badania lutnym. Daje jednak Niewiadomski dla słabiej zorientowa­ historyczne w XIX wieku”. A tu znów chciano słabych i ła­ nych dwa argumenty: Żydzi wydali „Marksa i Kautsky’ego” godnych rządów miękkiej ręki! „Komu potrzebna jest mięk­ (czemu akurat Kaulsky’ego, trudno pojąć) oraz zachowali ka ręka? Uczciwi obywatele kraju, ludzie o czystych sumie­ się zdradziecko w 1920 roku. Ale, jak zawsze, gdy antyse­ niach nic lękają się ręki twardej”. Demokracja i wolność mityzm jest przynętą, warto rozejrzeć się za haczykiem potrzebne są „złodziejom, paskarzom, bandytom, chłop­ i całą wędką. Rzadko się zdarza, żeby chodziło istotnie, aku­ stwu które się wykręca od płacenia podatków, żydostwu, rat i jedynie o Żydów. Oczywiście, i tu także chodzi o co spiskowcom zdrajcom stanu”, itd„ itp. W tej sytuacji on, innego. N.cw.adomsk., brontł Polskiej racji stanu. Bronił „majestatu Bo spójrzmy (oczami Niewiadomskiego) na Polaków! Rzeczypospolitej sponiewieranego przez ciury”. 1 „starł hańbę Co zobaczymy? Zwyrodnienie fizyczne i duchowe, zgnili­ z czoła żywej Polski”. Nic wyrażał zatem skruchy - prac­ znę, „odstające uszy, zapadłe nosy, oczy mętne, barki za ownie, ujawniam pewną nadzieję, że echo moich strzałów wysoko, ruchy małpie”: słowem zobaczymy „lud”. Ten oto obmierzły lud otrzymał - z winy Piłsudskiego, który mógł 16 17

See more

The list of books you might like

Most books are stored in the elastic cloud where traffic is expensive. For this reason, we have a limit on daily download.